Filmy, opowieści i apologetyka

Brian Godawa

Opowieści świętują udany powrót. Wraz z rosnącym wpływem postmodernizmu na kulturalny krajobraz coraz bardziej kwestionuje się wartość racjonalnej argumentacji i empirycznej obserwacji w poszukiwaniu znaczenia i prawdy. Opowieści dotykają ludzkiej duszy w sposób niedostępny dla abstrakcyjnego rozumowania lub naukowych instrumentów – angażują ciało, umysł i uczucia. Starożytni wiedzieli o tym i dlatego zostawili po sobie tak wiele mitów, przypowieści, bajek itp., których zadaniem było przekazanie i umocnienie wartości stanowiących fundament ich światopoglądu, a także wskazanie na sens życia.

Daniel Taylor właśnie w poszukiwaniu sensu życia widzi najważniejszy bodziec dla tworzenia opowieści: Opowiadamy historie, bo chcemy odnaleźć lub stworzyć związki między wydarzeniami i rzeczami i w ten sposób nadać im sens. (…) Nasze historie mówią o miejscu, do którego pasujemy. Sugerują, że nasze życie toczy się według jakiegoś wątku. Opowiadania biorą zwykłą chronologię, zapis kolejnych wydarzeń, i zamieniają ją w celowy rozwój wypadków, w ten sposób nadając im znaczenie. (…) Opowiadania są najlepszym sposobem zapisania ludzkich doświadczeń.[1].

Psychoanalityk, Bruno Bettelheim, w „The Uses of Enchantment” tak opisuje znaczenie i doniosłość baśni: „Mity i baśnie odpowiadają na odwieczne pytania: Czym na prawdę jest świat? Jak mam w nim żyć? Jak mogę być sobą?”[2].

Samo pojęcie „mitu” ma złą reputację wśród chrześcijan. Często używane jest jako synonim fałszu i kłamstwa. Jednak nie zawsze tak było. Christopher Vogler, który wykształcił wielu scenarzystów, powołując się na swego mentora, znanego mitologa, Josepha Campbella, tłumaczy, że mit nie jest nieprawdą bądź udziwnionym wyolbrzymieniem, ale metaforą przedstawiającą niepojętą tajemnicę: „To porównanie, które przez analogię pomaga zrozumieć pewne tajemnicze aspekty życia. W tym znaczeniu mit nie jest nieprawdą, lecz próbą głębszego poznania prawdy.”[3].

Zatem mit można zdefiniować jako przedstawienie światopoglądu przy pomocy fabuły. Choć Campbell błędnie promował relatywistyczną metafizykę i okazał się nieprzyjacielem chrześcijaństwa, to jednak jego studium mitologii zasługuje na uwagę ze względu na swoje rozmiary i wgląd w naturę mitu. Jak Paweł na Wzgórzu Marsowym możemy zgodzić się z pogańskimi autorami, kiedy mają rację, nie przyjmując całości ich poglądów.

Światła, kamera, akcja
Czy to się nam podoba, czy nie, film stał się głównym sposobem opowiadania historii w naszym społeczeństwie i w ten sposób stał się nośnikiem mitologii. Nowoczesny człowiek może chełpić się tym, że na gruncie naukowym odrzucił starożytne mity i pogańskie bóstwa, jednak nie odrzucił mitologii jako takiej. Po prostu jedne mity zastąpił innymi. Mity o Odyseuszu i Herkulesie, które uczyły Greków i Rzymian odwagi, honoru, siły i poddania się losowi, zastąpiono filmami takimi jak „Gladiator” i „Waleczne Serce”, które przekazują podobne wartości. Jak większość widzów zapewne wie, filmy o historycznych postaciach są częściej mitem i legendą niż właściwą historią.

„X-men” przedstawiający walkę mutantów, dla której tłem jest Manhattan, posiadających niezwykłe zdolności, niewiele się różni od podobnych scenariuszy, w których występują greckie bóstwa. W rzeczy samej większość postaci odgrywanych przez takich aktorów jak: Bruce Willis, Arnold Schwarzenegger, George Clooney czy Tom Cruise, to bohaterowie jakby nie z tego świata, którzy osiągają cel dzięki wysiłkowi na miarę Herkulesa. Bycie bóstwem nie jest warunkiem występowania w micie. Francis Schaeffer zwrócił uwagę na to, że greckie i rzymskie bóstwa były raczej wzmocnieniem człowieczeństwa, a nie wyrazem boskości.[4].

Czyż nie widzimy tego na przykładzie współczesnych gwiazd ekranu?
Dobrym przykładem amerykańskiej mitologii jest western. Odnajdujemy w nim wartości, które zapadły głęboko w serca Amerykanów: szorstki indywidualizm, pionierski duch, czujna sprawiedliwość, bohaterscy banici, niepokój serca, ukochanie swobody. Typowy western przedstawia samotnego, prawego bohatera stawiającego czoła wrogiemu otoczeniu, przedzierającego się przez nieprzyjazny teren, walczącego z rabusiami i „dzikimi, niecywilizowanymi Indianami”, by zanieść „cywilizację” tam, gdzie jeszcze nie dotarła. Z sześciostrzałowym rewolwerem u boku i poczuciem honoru w sercu wymierza sprawiedliwość bandytom, którzy zagrozili rozwojowi osady. Westerny przedstawiają wiele wartości (i mitów) amerykańskiej kultury.

Niedawna produkcja oparta na „Władcy Pierścieni” J. R. R. Tolkiena to kolejny przykład mitologicznej natury filmów. Nie tylko przedstawia takie wartości jak: odwaga, poświęcenie i współczucie, ale także głębokie pragnienie każdej osoby, by odnaleźć sens życia. Frodo to szary obywatel swego świata. Jak większość z nas nie posiada szczególnych zdolności ani władzy, które wyniosłyby go ponad przeciętność i nadały jego życiu szczególne znaczenie. Jego wędrówka jest drogą, na której odnajduje samego siebie i poznaje, że, jak powiedziała Galadriel, „nawet najmniejsza osoba może zmienić bieg historii.” Czyż nie tego pragniemy w głębi serca? Większość z nas nie przeskoczy samych siebie, ale mimo to chcemy nadać znaczenie naszej egzystencji. „Władca Pierścieni” jako mit dotyka najgłębszych i uniwersalnych pragnień, ponieważ przedstawia prawdę, że do znaczenia dochodzimy nie dzięki władzy, lecz przez uniżenie. „Bóg pysznym się sprzeciwia, lecz pokornym łaskę daje.”

„Władca Pierścieni” jest też przykładem chrześcijańskiego mitu. Opowieści przedstawiające takie wartości jak: poświęcenie, braterska miłość bądź tryumf sprawiedliwości, są wyrazem chrześcijańskiego światopoglądu lub mitologii. Randall Wallace, który napisał scenariusz do „Walecznego Serca”, dał do zrozumienia, że chciał w nim zawrzeć prawdy Ewangelii. Jak męczeńska śmierć Williama Wallace’a była wielką stratą dla Szkocji, która jednak przyniosła wolność, tak i nasza wolność jest owocem ofiarowania się Chrystusa. Jeden umiera, by wielu mogło cieszyć się wolnością i pełnią życia.

Oczywiście, nie wszystkie filmy są epickimi mitami. Niektóre bardziej przypominają przypowieści lub bajki. Wszystkie są jednak opowieściami i jako takie przedstawiają wartości danego światopoglądu. Nie sposób zaprzeczyć temu wspólnemu wszystkim kulturom elementowi. Chrześcijanie nie muszą dopatrywać się w tym jakiegoś zagrożenia, gdyż prawdą jest to, że historia jest Bożą opowieścią, na co wyraźnie wskazuje sama Biblia. To, że wszystkie opowieści zawierają wspólne elementy, nie powinno nas dziwić, skoro zostaliśmy stworzeni na Jego podobieństwo. Nawet najbardziej zepsuty pogański mit odzwierciedla Boży obraz w człowieku, nawet jeśli go tłumi i zniekształca dla własnych celów (Rz. 1:18-25).

C. S. Lewis w artykule pt. „Myth Become Fact” tak opisuje relację mitu i chrześcijaństwa: Sednem chrześcijaństwa jest mit, który jednocześnie jest faktem. (…) Stając się faktem, nie przestał być mitem i to jest cudowne. Sądzę, że ludzie czasami więcej czerpią z mitów, w które nie wierzą, niż z religii, którą wyznają. Aby stać się prawdziwymi chrześcijanami, musimy zarówno przyjąć historyczny fakt, jak i mit (który stał się faktem) i to z tą samą siłą wyobraźni, z jaką przyjmujemy wszelkie mity. Potrzebujemy obu. (…) Nie obawiajmy się mitycznego blasku otaczającego naszą teologię. Nie denerwujmy się na widok „podobieństw” lub „pogańskich Chrystusów” – one muszą istnieć, a ich brak byłby dla nas obrazą. Nie wolno, w imię fałszywej duchowości, powstrzymywać wyobraźni.[5].

Liniowa narracja
Typowy film hollywoodzki składa się z trzech aktów. Można więc mówić o wstępie, rozwinięciu i zakończeniu. Choć tę strukturę spopularyzował Arystoteles ok. roku 300 przed Ch., to jednak w Bogu znajdujemy źródło teleologicznej (celowej) koncepcji opowiadania. Bóg przez Mojżesza napisał swoją własną opowieść, która stanowiła wyzwanie wobec nieosobowego chaosu pogańskich mitologii i jasno przedstawiała Autora historii (Logos). Cyklicznemu charakterowi pogańskich mitów przeciwstawił liniową narrację zmierzającą do określonego celu. Tak więc chrześcijaństwo jest najwyższą metafizyczną podstawą wstępu (stworzenie), rozwinięcia (odkupienie) i zakończenia (niebo).

Tylko chrześcijaństwo daje uzasadnienie dla narracyjnego charakteru wszelkich opowieści. Daniel Taylor wskazuje na biblijną tradycję Zachodu, według której żyjemy w świcie, o którym można snuć opowieści. Aby opowiedzieć historię, w której odnajdziemy wątek, a bohaterowie nie znajdą się w ogólnym chaosie wydarzeń, potrzeba wierzyć, że rzeczywistość jest wytłumaczalna: To przekonanie opiera się na kilku przesłankach: że rzeczywistość można poznać przynajmniej częściowo; że istnieją relacje między wydarzeniami; że czyny mają konsekwencje; że ludzie podejmują większość decyzji na drodze wyboru, a nie nieodpartego przymusu; że odpowiadamy za nasze czyny itp.[6].

Ten warunek zrozumiałości narracyjnego opowiadania jest sam w sobie apologią chrześcijaństwa. Fakt, że filmy mają fabułę, która zawiera przesłanie lub temat zamierzony przez twórcę, poświadcza, że świat ma znaczenie i cel, a nie jest czystym przypadkiem, jak mówi ateizm, lub iluzoryczną rzeczywistością metafizyki Wschodu. Innymi słowy, gdyby ateista chciał zrobić film, który byłby w pełni spójny z jego światopoglądem, musiałby przedstawić serię przypadkowych wydarzeń nie mających żadnego wspólnego wątku ani nawet wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Nakręciłby film, którego nikt nie chciałby oglądać z powodu jego nonsensowności. Nawet „postmodernistyczne” filmy typu „Pulp Fiction” lub „Memento” nie używające liniowej narracji, nabierają znaczenia tylko dzięki kontrastowi wobec tradycyjnej liniowości.

Wędrówka bohatera
Wędrówka bądź poszukiwania bohatera to kolejny element struktury opowieści zaadoptowany także przez Hollywood. Na przykładzie „Pięknego umysłu” pokażę, jaką siłę przekonywania ma zręcznie opowiedziana historia. Ograniczę się przy tym do pięciu etapów wędrówki: 1) cel bohatera, 2) słabość bohatera, 3) pozorna porażka, 4) olśnienie, 5) rozwiązanie.

Cel bohatera
Każdy film ma bohatera – główną postać, której historię opowiada. Pod koniec pierwszego aktu (mniej więcej po pierwszej ćwiartce filmu) przedstawiony zostaje cel bohatera – coś, czego bardzo pragnie. Cel może być prosty, jak np. pochwycenie przestępcy, lub bardziej złożony, jak zniszczenie Pierścienia w przypadku Froda z „Władcy Pierścieni”. Bohaterem „Pięknego umysłu” jest John Nash, matematyk. Na początku filmu wyznaje współlokatorowi, że pragnie stworzyć prawdziwie nowatorską teorię, ponieważ tylko w ten sposób jego życie nabierze znaczenia. Film przedstawia, w jak chorobliwy sposób Nash stara się stworzyć nową teorię właśnie dlatego, że uważa, że zyskując uznanie z powodu wielkich osiągnięć, odnajdzie sens życia. W międzyczasie zakochuje się i żeni.

Słabość bohatera
Słabość bohatera wiąże się z jego pragnieniami. Najczęściej ma swój początek w przeszłości bohatera i nie daje mu spokoju, nie pozwalając na realizację celu, dopóki nie rozprawi się z własną słabością. Bohater postrzega świat w niewłaściwy sposób, co musi się zmienić pod koniec filmu. Nazwijmy to punktem zwrotnym. Bohater zmienia swoje postrzeganie świata, rozprawiając się z własną słabością, co pozwala mu spojrzeć na otoczenie w nowy sposób. W „Pięknym umyśle” Nash to społecznie nieprzystosowany dziwak. Nie potrafi nawiązać kontaktu z ludźmi, bo jest całkowicie pochłonięty przez całki. W końcu ta słabość przybiera formę schizofrenii. Jest paranoikiem, który rozmawia z nieistniejącymi osobami i nie potrafi odróżnić rzeczywistości od urojenia.

Pozorna porażka
W środku filmu bohater próbując zrealizować swój cel, zmaga się z przeszkodami spowodowanymi przez przeciwnika lub przez własną słabość. Kluczowym słowem jest tu „przeszkoda”. Choć bohater pokonuje kolejne trudności, to pod koniec filmu zdaje się, że nigdy nie osiągnie celu. Wszystkiego próbował, ale wszystko na nic. Nazywamy to „pozorną porażką”. W „Pięknym umyśle” jest to moment, w którym Nash zdaje sobie sprawę, że lekarstwa, które łagodzą objawy schizofrenii, ograniczają także jego zdolności matematyczne. Nie osiągnie celu, przyjmując lekarstwa, ale jeśli zaprzestanie je brać, skończy w szpitalu nękany urojeniami.

Olśnienie
Blisko związane z pozorną porażką bohatera jest jego olśnienie, które przychodzi, kiedy bohater rozpoznaje, że to, czego pragnął, jego cel, nie jest tym, czego potrzebuje. Szukał niewłaściwej rzeczy, a teraz musi podjąć decyzję, odzyskać siły i rozprawić się z własną słabością. W „Pięknym umyśle” Nash zdaje sobie sprawę, że jedna z osób z jego wizji nie starzeje się i dzięki temu może odróżnić rzeczywistość od urojenia. Tłumaczy to żonie i prosi o pomoc.

Rozwiązanie
Rozwiązane jest finałem filmu. Wtedy bohater zbiera owoce swojej decyzji – dobre lub złe w zależności od trafności decyzji. Jeśli była zła, to mamy do czynienia z tragedią. Jeśli była dobra, to film kończy się happy endem. W „Pięknym umyśle” Nash prosi żonę o pomoc i wsparcie, by móc odstawić leki i ignorując pojawiające się jego wyobraźni osoby, kontynuować pracę. Plan się udaje, a Nash otrzymuje Nagrodę Nobla za jedno ze swoich bardzo oryginalnych osiągnięć. W końcu więc przychodzi uznanie, którego pragnął, ale jest to możliwe tylko dzięki miłości żony.

Temat
Celem wędrówki bohatera jest temat, czyli morał, który poznał w jej czasie. Widząc bohatera podejmującego różne decyzje i znając ich konsekwencje, możemy rozpoznać przesłanie, które twórcy zawarli w filmie. W „Pięknym umyśle” Nash, odbierając Nagrodę Nobla, składa publiczne podziękowania żonie, kończąc słowami: „Tylko w tajemnych równaniach miłości odnajdujemy jakąś logikę.” Tematem „Pięknego umysłu” jest zatem to, że rzeczywistość i zbawienie poznajemy w ostateczności sercem, a nie umysłem. Szukał znaczenia w uznaniu, ale znalazł je w miłości.

Struktura opowieści a zbawienie
Struktura opowieści przedstawiającej wędrówkę bohatera jest taka sama jak struktura świadectwa zbawienia w życiu chrześcijanina. W Dziejach 26:2-9 widzimy Pawła składającego świadectwo przed królem Agryppą. Paweł opowiada, jak pragnął zyskać nadzieję obietnic danych przez Boga praojcom (cel), prześladując chrześcijan (słabość). Jednak Kościół rósł zbyt szybko, a Paweł nie mógł temu zapobiec (przeszkody), aż w końcu znalazł się na drodze do Damaszku, gdzie Bóg oślepił go (pozorna porażka). Wtedy poznał, jak bardzo był zadufany w sobie (olśnienie) i nawrócił się (punkt zwrotny), skutkiem czego sam jest sądzony za to, co wcześniej ścigał i tępił (rozwiązanie). Choć nogi ma skute łańcuchami, to jego duch jest wolny (temat).

Tak jak chrześcijańskie świadectwo jest opowiadaniem historii zbawienia zaczerpniętej z własnego życia, podobnie też film prezentuje drogę zbawienia przy pomocy wędrówki bohatera. Oczywiście, nie każde zbawienie jest chrześcijańskim zbawieniem. Wiele filmów prezentuje zbawienie przez samorealizację, samousprawiedliwienie, samooświecenie itp. Jednak oglądając filmy, pamiętajmy, że służą nie tylko rozrywce, ale także bardzo sugestywnej prezentacji określonego światopoglądu. Zamiast uciekać od Hollywoodu, więcej chrześcijan powinno pełnić rolę soli i światła, kręcąc filmy, które przedstawiałyby chrześcijański światopogląd. Służymy Bogu, który stworzył opowiadanie, dlatego opowiadając historie, odbijamy blask Jego chwały w takich elementach jak: wstęp, rozwinięcie, zakończenie, liniowa narracja, wędrówka bohatera i zbawienie.

Przypisy:
1. „The Healing Power of Stories: Creating Yourself Through the Stories of Your Life”, Daniel Taylor, Dublin 1996, str. 1, 2, 5, 6.
2. „The Uses of Enchantment: The Meaning and Importance of Fairy Tales”, Bruno Bettelheim, New York 1989, str. 45. Niestety analiza baśni autorstwa Bettelheima przesiąknięta jest freudyzmem.
3. „The Writer’s Journey”, Christopher Vogler, Sudio City 1992, str. VII
4. „How Should We Then Live?”, Francis Schaeffer, Westchester 1982, str. 85
5. „God in the Dock”, C. S. Lewis, Grand Rapids 1970, str. 66-67
6. „The Healing Power of Stories: Creating Yourself Through the Stories of Your Life”, Daniel Taylor, Dublin 1996, str. 140.

Artykuł ukazał się w "Chalcedon Report" w maju i czerwcu 2002r.
Artykuł ukazał się w numerze 2/2003 „Reformacja w Polsce”.