Zdziecinnienie

bogumił jarmulak

W kontekście wojny w Iraku jedna z niemieckich stacji telewizyjnych zaprosiła do studia nastolatków z gimnazjum, by powiedzieli, co myślą o wojnie, Saddamie, Ameryce itd. Ich opinie były następnie analizowane, a dorośli doszukiwali się w nich mądrości, której nie można znaleźć w ich własnych wypowiedziach. 

Każdy z nas przechowuje w pamięci miłe wspomnienia z dzieciństwa i pewnie dlatego dzieciństwo dobrze się nam kojarzy. Tęsknimy za czasami, kiedy nie ciążyło na nas wiele obowiązków, a wakacje były zdecydowanie dłuższe od urlopu. Wtedy chyba też zima była bielsza, a lato cieplejsze. Czy to wystarczający powód do stawiania dziecięcości na piedestale? Czy infantylność jest lepsza od dojrzałości? Czy umysł w stanie naturalnym góruje nad umysłem „obrobionym”? 

Często odnosi się wrażenie, że właśnie tak jest. Bo według wielu to, co naturalne z definicji jest lepsze od tego, co przetworzone. Co jednak wynika z takiego myślenia? Stagnacja na wszystkich frontach – brak postępu i rozwoju, a w konsekwencji upadek – nieuprawiany ogród zarasta chwastami. Skąd bierze się taki sposób myślenia? Z zaprzeczenia biblijnemu opisowi świata.

Jeśli zaprzeczamy temu, że Bóg stworzył cały świat – z niczego powołał go do bytu i nadał  mu wszystkie jego cechy i funkcje – i stwierdzimy, że świat w tej lub innej postaci istniał od zawsze, to ubóstwimy materię i prawa natury – nadamy im nadrzędny charakter. Stąd już prosta droga do stwierdzenia, że to, co naturalne jest najlepsze. W tym miejscy rozchodzą się drogi wyznawców ewolucjonizmu. Gdyż jedni twierdzą, że człowiek nie powinien ingerować w naturę, ale pozwolić ewolucji biec swoim torem. Inni zaś uważają, że człowiek posiadający intelekt, a więc najlepiej rozwinięta forma materii, powinien pokierować ewolucją. Wśród tej grupy spotykamy wielu technokratów, który wierzą w zbawienie przez rozwój techniki, podczas gdy pierwsza grupa wierzy w zbawienie przez powrót do natury. To właśnie ta grupa zdaje się dominować obecnie w wielu mediach i nadawać im ton. Są to często ludzie, którzy aktywnie uczestniczyli w studenckiej rewolucji końca lat 60 – nierzadko to byli hippisi, którzy wciąż pamiętają o ideałach młodości. Dla nich dziecko i dziecięcość jest uosobieniem tego, co naturalne, czyli nie zniszczone przez ingerencję z zewnątrz, a więc dobre i prawdziwe. 

Jeśli jednak zgodzimy się z biblijnym opisem świata, to zobaczymy, że Bóg wpisał w naturę świata rozwój i dojrzewanie ku wyznaczonym przez Niego celom i w wyznaczony przez Niego sposób. Każda roślina w stanie naturalnym rozwija się i przemienia z tego, co dobre, w to, co lepsze. Oczywiście, kiedyś przychodzi czas na starzenie się i obumieranie, ale pamiętajmy, że „jeśli ziarno pszeniczne nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje, lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (Jn. 12:24) – nawet w śmierci kryje się pewien postęp. Sam Bóg kiedy stwarzał świat, ukształtował go i napełnił tym, co dobre. Trzeciego dnia powiedział, że to, co uczynił, było dobre, ale już szóstego dnia, po ukończeniu dzieła stworzenia, powiedział, że wszystko jest bardzo dobre. Widzimy tu więc przemianę z dobrego (pierwotnego) w lepsze (dojrzalsze) – z chwały w chwałę. Następnie Bóg powierzył człowiekowi pieczę nad stworzeniem, ale nie po to, by człowiek czuwał, by nic się w Bożym świecie nie zmieniło, ale po to, by człowiek, naśladując Boga, dalej przekształcał świat z chwały w chwałę. Oznacza to, że Bóg chce rozwoju i dojrzewania. Widać to również w przypowieści o talentach – na pochwałę zasłużyli słudzy, którzy pomnożyli powierzone im talenty. Z naganą spotkał się sługa, który ograniczył się do pilnowania talentu. Człowiek ma być nie tylko strażnikiem, ale musi być też ogrodnikiem – gospodarzem świata. 

Owszem, nie każdy rozwój jest dobry lub, mówiąc inaczej, nie każdy rozwój to prawdziwy rozwój – może być postępującym upadkiem. Tak należy określić budowę wieży Babel – rozwój był, ale w niewłaściwym kierunku. Codziennie spotkamy ludzi dorosłych, którzy pomimo swej wiedzy, doświadczenia i dyplomów stanowią zagrożenie dla prawdziwego rozwoju świata. Ze stanu dziecięcego rozwinęli się w niewłaściwym kierunku. Nie można tego nazwać prawdziwą dojrzałością. Ale też powrót do dziecięcości nie jest właściwą reakcją z dwóch powodów. Po pierwsze, Bóg chce, byśmy dojrzewali – gdyby było inaczej nie umieściłby w Biblii słów nagany: „Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znów potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, że wam potrzeba mleka, a nie stałego pokarmu” (Hbr. 5:12). Bóg chce, byśmy w zgodzie z Jego Słowem przejmowali odpowiedzialność za świat. Po drugie, w upadłym świecie powrót do natury oznacza powrót do upadłej natury, a kierowanie się impulsem serca, oznacza fałszywe wybory: „Podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż może je poznać?” (Jer. 17:9). Serce w stanie naturalnym nie jest dobrym przewodnikiem, gdyż ma tendencję do wybieranie tego, co pyszne i złe.

To prawda, że Jezus przywoławszy dziecko, dał je za przykład wiary (Mt. 18:3), ale mówił to w kontekście pokory i uniżoności, nie zaś poznania i rozumu. „Gdzie nie ma rozwagi, tam nawet gorliwość nie jest dobra” (Prz. 19:2). Bowiem brak rozwagi, to głupota, która „prowadzi człowieka na manowce, a potem jego serce wybucha gniewem na Boga” (19:3). „Głupota tkwi w sercu dziecka, lecz rózga karności wypędza ją stamtąd” (22:15). Proces wychowania, który ma prowadzić do dojrzałości, czyli zdolności rozpoznawanie dobra i zła oraz umiłowania dobra i prawdy (patrz Hbr. 5:12-14), potrzebny jest między innymi dlatego, że przychodzimy na świat nie jako tabula rasa, ale z wyrytym na naszych sercach grzechem – jesteśmy moralnie skrzywieni. 

Jeśli więc stawiamy dziecięcość ponad dojrzałość, sprowadzamy na siebie nieszczęście. „Biada tobie, ziemio, której królem jest chłopiec” (Kazn. 10:16). Przeciwieństwem dojrzałości i rozwoju nie jest bowiem autentyczność i raj, ale głupota i nędza. Kiedy więc dorośli szukają mądrości u dzieci, świadczy to o tym, że sami są niedojrzali – nie posiadają „władz poznawczych wyćwiczonych przez długie używanie do rozróżniania dobrego od złego” (Hbr. 5:14). A wtedy biada im i ich krajowi, który pogrąży się w stagnacji i prędzej czy później legnie w gruzach.

Jedyną alternatywą jest dojrzewanie w Chrystusie: „Wzrastajcie w łasce i w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (2Pt. 3:18). „Chrystus ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w Niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe Ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje samo siebie w miłości.” (Ef. 4:11-16).