Pamiętajmy, że to Boży świat

marek kmieć

„Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia, 
świat i ci, którzy na nim mieszkają.” 
Ps. 24,1

Biblia mówi, że cała ziemia, cały świat i wszyscy jego mieszkańcy należą do Boga. Świat w całej swojej rozciągłości znajduje się pod Bożym panowaniem i zmierza ku Jego chwale. Jednak, w dzisiejszym świecie fakt ten bardzo często umyka uwadze i to nie tylko niewierzących.  

Zwykle przyznajemy, że do Boga należą niebo i piekło, nasze dusze, itp., i że Bóg ma prawo i może nawet „interweniować” w sprawy tego świata. Jednocześnie wyznaczamy dziedziny, które, naszym zdaniem, nie mają wiele wspólnego z Bogiem i z religią, np. edukacja, polityka, wstąpienie do UE czy badania naukowe. Nauka jest przecież obiektywną, opartą na doświadczeniu sferą. Nie można więc mieszać ze sobą dwóch tak skrajnie różnych rzeczy jak np. biologii i chrześcijaństwa, gdyż zajmują się one zupełnie innymi dziedzinami życia. 

Czy jednak Biblia pozwala nam na takie podejście?  Czy mówiąc o „obiektywnych, nieosobowych, neutralnych i abstrakcyjnych prawach natury” pozostajemy w zgodzie z chrześcijańskim światopoglądem objawionym w Biblii?

W historii znajdujemy przykłady podobnego rozdwojenia, które obserwujemy i dzisiaj, choć w nieco innej formie. Średniowiecze wniosło wiele w budowanie chrześcijańskiej kultury w Europie. Jednak pojawiły się w nim również  rzeczy  niekorzystne, jak np. ruch klasztorny lansujący religijną wersję dualizmu, o którym mowa. Według  przedstawicieli tego ruchu świat (ponieważ jest materialny) jest  zły. Jedynym rozwiązaniem pozostaje więc ucieczka z tego świata w kościelne mury. Taka izolacja była postrzegana jako zbawienie i oznaka prawdziwej duchowości i bliskości z  Bogiem. W tym okresie również pojawił się nurt ascetyczny, który był kolejną formą negacji świata. Maltretowanie ciała na różne przemyślne sposoby stało się modne i podziwiane. Uprawiano głodówki, odmawiano noszenia odzienia, zakazywano wchodzenia w związki małżeńskie i  prowadzono skromny tryb życia w całkowitym ubóstwie. Człowiek, który ośmieliłby się otwarcie mówić o radości, którą czerpie ze swojego mienia, posiłku czy współżycia małżeńskiego zostałby sklasyfikowany jako „cielesny”, „przyziemny” i „nieduchowy.”  

Ale i dzisiaj sytuacja nie wygląda lepiej. Profesor Papieskiej Akademii Teologicznej zapytany, czy teoria ewolucji spowodowała detronizację teologii odpowiedział, że „kiedyś teolodzy mieszali się do wszystkiego, więc w pewnym sensie tak, ale ta detronizacja dobrze teologii zrobiła. Uświadomiła sobie, że ma własny przedmiot i własną metodę, swoisty obszar wyjaśnień. Nie próbuje już tłumaczyć wszystkiego.”  W innym miejscu w tym samym wywiadzie czytamy: „Teoria ewolucji wyjaśnia pochodzenie człowieka, teologia odpowiada na pytanie, skąd się w człowieku wzięło zło” (Polityka, nr 47 z 23.XI.1996r.). Tak więc teologia wreszcie poddała się. Zrozumiała swoje miejsce tj., że ma do czynienia ze światem (ślepej) wiary, nie opartym na doświadczeniu, nieweryfikowalnym, nie mającym do czynienia ze światem, który widzimy i potrafimy zmierzyć. Musiała wyznać, że król jest nagi. 

Prawdy teologiczne i etyczne – jak np. geneza zła, zostały raz na zawsze rozwiedzione z wydarzeniami historycznymi. Już nikt, kto chce być traktowany serio, nie ośmieli się uzasadniać np. obecności grzechu historycznym upadkiem Adama i Ewy w Edenie. Trudno jest obecnie znaleźć w Polsce nawet protestancką uczelnię teologiczną, która nauczałaby historyczności sześciu dni stworzenia, dziejów Joba czy Jonasza. 

Innymi słowy, teologia „zrozumiała” (przy gorliwej pomocy ze strony zeświedczonej nauki), że ma do czynienia ze światem nierealnym, i obiecała już spokojnie siedzieć jak zawstydzony głuptasek gdzieś w rogu w miejscu wytyczonym jej przez naukę (tj. I. Kanta). Pozostawiając jednocześnie kwestie wszystkich istotnych spraw życiowych ateistycznej (uzurpującej sobie prawo do neutralności) nauce w nadziei, że może ktoś, kiedyś z ciekawości skorzysta z zaproszenia teologów również do udania się od czasu do czasu w świat subiektywizmu, nierealności, mistycyzmu i niesprawdzalności. Ale oczywiście ten iluzjonistyczny świat nie próbuje już nic mówić na temat świata realnego. W najlepszym wypadku, kwestie moralne (o ile takie istnieją) są poddane naszemu subiektywnemu sumieniu.  

Prawda jest jednak taka, że teologia, która nie daje kompleksowych wyjaśnień, jest kompletnym bankrutem. Ponieważ bóg, który nie jest Panem wszystkiego jest bałwanem. Prawdziwy Bóg nie tylko jest Panem wszystkiego, ale również w Chrystusie odnawia wszystkie rzeczy.

Jak to już zostało wspomniane, nawet wśród wiernych w kościołach wyznających Biblię jako najwyższy autorytet, często spotykamy się z podobnym dualizmem. Powszechnie panuje przekonanie, że nie ma większego znaczenia np. w jaki sposób nasze dzieci nauczą się, że 2 + 2 = 4. Nie ma znaczenia, w jaki sposób zostaną nauczone historii czy też literatury polskiej, biologii i fizyki. W najlepszym wypadku, ktoś może być zatroskany o nauczanie ewolucji w szkołach, ale na tym zwykle się kończy. Wiele kościołów protestanckich całkowicie wycofało się z życia społecznego i politycznego, ze świata nauki i sztuki. Na przykład w ostatnim numerze poczytnego pisma jednego z kościołów protestanckich znajdujemy stwierdzenie napisane przez szanowanego członka tego kościoła: „Chrześcijanin nie stawia sobie za cel budowanie chrześcijańskiego państwa”. Można by zadać pytanie: A jakie państwo chce budować chrześcijanin? Pogańskie? Czy jest inna opcja? Oczywiście, że nie „pogańskie”. Autor wydaje się wskazywać, że „neutralne”. Ale jeśli tak, to czy aby to na pewno jest Boży świat? 

Inny protestancki teolog wypowiada się w kwestii wstąpienia do Unii Europejskiej w następujący sposób: „Nie ma żadnego związku pomiędzy byciem biblijnie wierzącym chrześcijaninem, a poglądem w wyżej wymienionej kwestii. (…) Te sprawy należą do zupełnie innych porządków.” Ta wypowiedź nie różni się niczym istotnym od wcześniej cytowanej wypowiedzi profesora z Papieskiej Akademii Teologicznej. Ale jeśli rzeczywiście to jest Boży świat, wtedy nie ma rzeczy neutralnych i wszystko bez wyjątku jest wartościowane przez Chrystusa i Jego Słowo. Możemy nie wiedzieć, co jest dobre, a co złe; możemy nie mieć pojęcia, co myśleć np. o Unii Europejskiej, ale nie przystoi nam, jako wyznawcom naszego Pana, twierdzić, że nic Jemu do tego.

Działalność Kościoła Chrystusa została ograniczona do takiego głoszenia Ewangelii, które można by nazwać „głoszeniem w odizolowaniu.” Zamiast nauczać całej rady Bożej, wszystkiego, co nam przekazał Jezus w swoim Słowie (tzn. całej Biblii), często sztucznie ograniczamy nasze przesłanie do przynaglania jedynie do „pierwszej decyzji”, z pominięciem dalszego posłuszeństwa Jezusowi i uczenia się od Niego. Uważamy za nieistotne przesłanie Ewangelii do całej rzeczywistości bez wyjątku. 

Tak więc i dzisiaj wielu teologów ponownie zmierza w kierunku ostrego rozdzielenia rzeczywistości na dwoje. Reformacja z XVI wieku, której najwybitniejsi przedstawiciele to Marcin Luter i Jan Kalwin, zdecydowanie przeciwstawiła się takiemu pojmowaniu świata. Od samego początku odrzucono jako niebiblijne, podejście greckich filozofów, że materia jest zła a duch dobry. Cały świat jest Bożym światem, stworzonym przez Boga jako byt (po części) materialny i Bóg opisał go jako „dobry.” Bóg nie tylko stworzył wszystko, ale wszystkiemu nadaje ciągłość istnienia, podtrzymując to co stworzył (Heb.1:3). Co oznacza, że Bóg też sprawuje rządy nad całym światem. Jezus Chrystus jest Panem panów i Królem królów. I wreszcie, w wyniku wszystkich powyższych prawd, cały świat objawia Boga w każdym szczególe. Dlatego nie ma niczego, co by miało być (albo mogło być) neutralne w tym świecie. Chrystus jest Panem całej przyrody i całej historii. Postęp, rozwój i celowość to pojęcia, które mają sens tylko na chrześcijańskim fundamencie. Prawda o Bożej mądrości i Jego wszystkouwzględniającej opatrzności stanowi ten fundament. 

Reformacja powróciła na nowo do biblijnego zrozumienia Królestwa Bożego, odrzuciwszy ograniczenie tego terminu do instytucji Kościoła. Ponieważ świat to Boży świat, a nie świat nieosobowej neutralności, więc każdy jego aspekt powinien być przyprowadzony do posłuszeństwa Jezusowi. Świat materialny jest dobry i został stworzony, aby człowiek się nim radował i dziękował za niego Bogu. Nie ma rzeczy „amoralnych”. Każda rzecz jest albo w relacji posłuszeństwa, albo relacji buntu do Boga, który jest ponad wszystkim.  

Również kapłaństwo wszystkich wierzących, o którym tak jasno naucza Biblia, zostało na nowo wyeksponowane przez Reformatorów. Poza prawdą wolnego dostępu do Boga, kapłaństwo wszystkich wierzących ma do czynienia z zawodowym powołaniem każdego z nas. Bóg w swojej dobroci wyposażył ludzi w różne dary i umiejętności, aby przy ich pomocy służyli sobie nawzajem i Bogu. Tak więc wszystkie zawody muszą być wykonywane rzetelnie i z uznaniem Bożej władzy. Nie ma zawodów, które są bardziej „uduchowione” niż inne. Chrześcijanie, ze swoimi różnorodnymi darami, powinni wypełniać swoje powołanie tak, jak to się podoba Bogu.  

Każda dziedzina życia pozostawiona sama sobie (z której wycofa się Kościół) jest jak ogród, który natychmiast zaczynają wypełniać chwasty. Ale dokładnie o to chodzi wrogom chrześcijaństwa. Jeśli tylko chrześcijanie pozamykają się w swoich kościołach, to tam mogą robić, co tylko zechcą. Wrogowie powiadają: „W kościele róbcie sobie, co chcecie (to jest wasza wolność). My jesteśmy bardzo tolerancyjni i obiektywni. Ale świat jest NASZ! Rządy polityczne są nasze! Edukacja, nauka, media, sztuka, itd. to wszystko jest nasze!”

Tak więc, jeżeli prawdą są słowa Psalmu 24, że cała ziemia należy do Pana; jeżeli prawdą jest, że Jezus jest Panem i Królem wszystkiego (1 Tym. 6,15); jeżeli prawdą jest, że Bóg jest Panem historii (Dz. Ap. 17,26), to nie pozostaje nic innego dla chrześcijanina jak tylko wyrazić słowami modlitwy pragnienie, aby „Jego wola się działa tutaj na ziemi, podobnie jak i w niebie.” Wszystko w Bogu znajduje swoje wypełnienie i sens. Jego Słowo jest ostatecznym punktem odniesienia. Słowo Chrystusa Króla jest dla nas życiem. Ono przeobraziło nas i podobnie przeobraża cały świat. Nie ma niczego, co „po prostu istnieje” lub „po prostu jest” w oderwaniu od Boga. Nie ma niczego neutralnego. Nie ma niczego, nad czym On nie panuje. Nie ma niczego, co nie zostanie w końcu poddane pod Jego stopy. Wszystko jest Jego – pamiętajmy o tym, kiedy oddychamy, jemy, zajmujemy się dziećmi, wydajemy pieniądze, idziemy do pracy, głosujemy czy robimy plany na przyszłość.