Chrześcijanin na nabożeństwie

Paweł Bartosik

„Pójdźcie, pokłońmy się i padnijmy na twarz!
Klęknijmy przed Panem, który uczynił!”
Psalm 95

„Wysławiajcie Pana ze mną!
Wywyższajmy wspólnie imię Jego!”
Psalm 34:4

Publiczne zgromadzenie
Biblia wiele razy wzywa nas do wspólnego oddawania chwały Bogu. Jeśli są gdzieś wezwania do indywidualnego przeżywania i chwalenia Boga, to raczej są to wyjątki. My jako chrześcijanie całkiem słusznie podkreślamy osobistą więź z Bogiem, bez której człowiek nie może być zbawiony, ale zbyt często zapominamy o wspólnotowym aspekcie wielbienia Boga. Wiele razy Psalmista zachęca nas do wspólnego wysławiania  Pana za Jego wielkie i cudowne dzieła. Dawid ma pragnienie, by chwalić Pana w „wielkim zgromadzeniu” (Psalm 22:23,26), zaś nasze pragnienia coraz częściej są dokładnie odwrotne: „Teraz jest nabożeństwo, ale gdy wrócę do domu pomodlę się w spokoju do Boga sam lub zaproszę przyjaciela, byśmy wspólnie coś pośpiewali.” Wczesny kościół był napełniany Duchem podczas publicznych zgromadzeń: Dz 4:31. Tak więc zupełnie niebiblijne są pomysły tworzenia kościoła, który nie ma dnia wspólnych zgromadzeń. (Niektóre nowoczesne kościoły wpadają na takie pomysły – skoro mamy grupy domowe, to po co nam duże nabożeństwa skoro i tak nie znamy wszystkich członków zboru?)

Jeśli Biblia podkreśla znaczenie tego wspólnotowego aspektu chrześcijaństwa (a nie ma chrześcijaństwa bez kościoła), to pytanie, które powinniśmy sobie zadać brzmi: Jakie mamy nastawienie do wspólnych, publicznych zgromadzeń? Czy cieszymy się będąc z kościołem i radujemy się wspólnym wielbieniem Boga, czy też skupiamy się na samych sobie? A inni tak naprawdę mało nas interesują.

Śpiew, modlitwa, Wieczerza
Czy kiedy śpiewasz , to śpiewasz z innymi, czy też śpiewasz sam? Można śpiewać w tym samym czasie co inni, a jednak nie śpiewać wspólnie z nimi. Można śpiewać bez poczucia jedności z Bożym Ludem, którego częścią jesteśmy, możesz śpiewać jako „Ty – samotna wyspa” lub jako „Ty –  będący częścią  zgromadzenia”. Jeśli śpiewasz, zupełnie nie interesując się i nie przejmując tymi rzeczami, być może jest to przejaw duchowej pychy i niezdrowego indywidualizmu („Co mnie obchodzą inni, ja się czuję dobrze”).

Również publiczne modlitwy powinny być:
1. Wznoszone w imieniu zboru (gdyż modlimy się jako zbór). Szczególnie myślę tu o prowadzących modlitwę, choć nie tylko. W inny sposób będziesz się modlił, gdy jesteś sam w zaciszu swego pokoju, a w inny sposób będziesz się modlił w zgromadzeniu.
2. Modlitwy w zborze powinny być na tyle głośne i słyszalne, by reszta zboru w ciszy włączała się do tej modlitwy. Jeśli myślisz wyłącznie o sobie i swojej „relacji z Jezusem” – nie będzie ci zależało, by inni włączyli się w ciszy do twej modlitwy i odpowiedzieli głośno „Amen”. Będą się jedynie liczyły twoje prywatne intencje.
3. Nie wszyscy modlą się w zborze na głos. Czasami jest więc pokusa, by te osoby traktowały głośną modlitwę innych braci i sióstr jako przerywnik między kolejnymi punktami nabożeństwa. Jeśli nie modlimy się na głos, to róbmy to w ciszy z osobą modlącą się, a nie niezależnie od niej. Ponieważ głośna modlitwa w zborze jest również wznoszona w imieniu każdego obecnego chrześcijanina. I jeśli modląca się głośno osoba na zakończenie mówi „Amen”, to warto również powiedzieć „Amen” na znak, że <em>uczestniczyliśmy w tej modlitwie, a nie jedynie jej wysłuchaliśmy.

Czasami mam wrażenie, że podczas publicznych zgromadzeń uczestniczę w indywidualnych modlitwach bez odzewu ze strony zgromadzenia. Ale bez zaangażowania zboru w modlitwę wówczas słowo „Amen” na koniec głośnej modlitwy oznacza jedynie: „Skończyłem się modlić, teraz może ktoś inny”, zamiast to co rzeczywiście to słowo oznacza, czyli: „Oby tak się stało”. Na co zbór również odpowiada „Amen.” Biblia również wypowiada się na ten temat: „Bo jeśli wysławiasz Boga w duchu, jakże zwykły wierny, który jest obecny, może rzec na twoje dziękczynienie: Amen, skoro nie rozumie co mówisz?” 1 Kor 14:16

W pierwszym kościele modlitwa miała wspólnotowy charakter i Apostoł Paweł wyjaśnia, o co w niej chodzi. Zbór musiał rozumieć modlitwę w językach (można dodać: i musiał ją wyraźnie słyszeć), by odpowiedział Amen na słowa modlącego. Czy Paweł pisałby o tym, gdyby to było mało ważne lub nieistotne? Apostoł wskazuje na postawę modlącego i mówi, że jego postawa powinna mieć na względzie współuczestniczący w modlitwie zbór.

Zbór nie włączy się do modlitwy odpowiadając Amen (co Paweł uważał za normalną kolej rzeczy), jeśli Cię nie zrozumie. „A cztery postacie mówiły: Amen. Starcy zaś upadli i oddali pokłon.” Obj 5:14. Czy cztery postacie modliły się razem z wszelkim stworzeniem przed tronem Baranka? Oczywiście, że tak! W jaki sposób? Odpowiadając na modlitwę Amen. Twoja głośna odpowiedź na modlitwę świadczy o tym, że nie tylko bierzesz w niej udział, ale również, że ta modlitwa wyraża twoje pragnienia.

I jeszcze jeden aspekt nabożeństwa: mówiliśmy o śpiewie, modlitwie. Pozostaje nam jeszcze temat Wieczerzy Pańskiej. Jak traktujemy Wieczerzę? W indywidualistyczny sposób, czyli Ja i Stół Pański? Czy raczej cieszymy się, że wespół z innymi możemy przystąpić do Stołu? W 1 Kor 10:17 Paweł wyjaśnia: „Jak jest jeden chleb, my ilu nas jest, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem jesteśmy uczestnikami jednego chleba.” Chleb powinien wskazywać nam na jedność ciała Jezusa, którym jest kościół. Wieczerza Pańska jest więc społecznością kościoła.

Pomyślmy: Czy równie dobrze mogłoby w czasie pamiątki Wieczerzy Pańskiej nie być innych wierzących i tak samo byś ją przeżywał? Wieczerza to pamiątka odkupienia kościoła, którego ty (jeśli się nawróciłeś) jesteś częścią, nie zaś jedynym przedstawicielem.

Nasza odpowiedzialność
Gromadzimy się dla wspólnego  oddawania Bogu chwały, a nie po to, by każdy z osobna w tym samym czasie i miejscu przeżywał swoją własną, prywatną więź z Bogiem, podczas gdy inni  mają nam w tym pomóc, będąc jedynie tłem. Oczywiście, to co mówię nie może przekreślać indywidualnego wymiaru chrześcijaństwa, gdyż każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu. Istnieje oczywiście zdrowy indywidualizm. Nikt nie będzie zbawiony na podstawie przynależności do kościoła lub współuczestniczenia w życiu zboru. Przynależność do nawet najbardziej biblijnego zboru automatycznie nie daje zbawienia. Potrzebna jest osobista więź z Jezusem, by należeć do prawdziwej Bożej rodziny. Jednak zobaczmy, że w np. w Księdze Objawienia Jezus osądza zbory (Ap. 2-3) Ówczesny zborownik (jak byśmy go dziś nazwali) mógłby odpowiedzieć: „Ale mnie to nie dotyczy, nikt nie wymienił  w oskarżeniu Zboru mojego imienia, więc czuję się w porządku.”  Jednak jako osoba będąca w danej społeczności taki człowiek jest współodpowiedzialny za to jak nasz Pan patrzył na ten zbór.

Czasami i my mówimy: „W zborze brakuje mi tego i tego.” Mówiąc jednak w ten sposób, pamiętaj, że osądzasz siebie. Mówisz o swoich brakach, gdyż jesteś częścią tej społeczności i masz wpływ na jej życie. Każdy z członków, a nie tylko jego przywódcy, wpływa na to, jak Bóg patrzy na dany zbór. Jeśli uważasz, że za cicho się w twoim zborze śpiewa – masz na to wpływ. Jeśli uważasz, że za mało się modlicie – też masz na to wpływ i pomyśl, ile sam publicznie się modlisz. Jeśli uważasz, że za mało się znacie – masz na to wpływ i pomyśl, kiedy ostatnio zaprosiłeś kogoś na obiad lub na kawę.

Czasami słyszymy jak ktoś mówi: „Wczorajsze nabożeństwo miało taki wspólnotowy wymiar, bo widać było zaangażowanie uczestników w tym nabożeństwie.” Trudno jest zawsze stworzyć kameralną atmosferę podczas nabożeństwa (np. gdy zbór zgromadza się w dużej kaplicy lub gdy są pustki w ławkach) czy zabierać głos do mikrofonu, ale jednak można albo prawdziwie uczestniczyć z innymi w nabożeństwie, albo być jedynie obserwatorem lub „zwykłym wierzącym” skupionym wyłącznie na swoich odczuciach. Od każdego z nas zależy jaką postawę zajmiemy.

Artykuł ukazał się w numerze 2/2003 „Reformacja w Polsce”.