marek kmieć
Jeśli zmartwychwstanie jest niepewne, niepewna jest też nasza wiara i przyszłość. Wszystko zaczyna wyglądać jak fatamorgana i budowanie zamków na piasku, które przez chwilę wydają się nawet okazałe, by wkrótce rozsypać się w nieład. Nadzieja chrześcijańska to pielgrzymowanie przez wiarę ku rzeczom, których jeszcze nie postrzegamy naszymi zmysłami. Jednak nie oznacza to zwątpienia. „Wiara jest pewnością” (Heb. 11:1). Ale jakże mogłaby być pewnością, gdybyśmy wystawili serce naszej wiary, wzbudzenie z martwych Jezusa, na pastwę prawdopodobieństwa? Ale że Jezus został wzbudzony z martwych w kalendarzowej historii jest absolutnie pewne. Stąd i pewność naszej wiary.
Zmartwychwstanie jest fundamentem chrześcijaństwa. W tej kwestii nie ma żadnej wątpliwości. Zgodnie z tym, czego naucza apostoł Paweł w Liście do Koryntian, zmartwychwstanie wszystkiemu nadaje sens. Bez nadziei zmartwychwstania nie ma już żadnej innej nadziei. Nie można być chrześcijaninem, odrzucając zmartwychwstanie.
Właśnie z powodu zmartwychwstania gromadzimy się w niedzielę na nabożeństwie, rozgłaszając całemu stworzeniu, że Chrystus Pan pokonał grzech i śmierć i rozpoczął panowanie (Mat. 28:18). Jako chrześcijanie musimy wierzyć i głosić to niezwykłe wydarzenie, które przeczy wszystkim naturalnym schematom stworzonego porządku. Normalnie ludzie umierają i pozostają w grobie. Nikt z nas nie może podać innego przykładu w oparciu o swoje doświadczenie.
Niektórzy chcieliby stwierdzić, że ludziom w zamierzchłych czasach łatwiej było wierzyć w różne dziwne rzeczy. Podczas gdy my, żyjący pośród urządzeń napędzanych prądem elektrycznym, nie poddajemy się tak łatwo manipulacji religijnej. Oczywiście prawdą jest, iż współczesnym trudno przychodzi wiara w zmartwychwstanie. Ale w tym względzie nie różnimy się od starożytnych. Pamiętamy, do którego momentu wytrzymali słuchacze kazania Pawła w Atenach. Byli zainteresowani wszelkimi nowinkami i byli w stanie znieść wszelkie, w ich mniemaniu, dziwactwa. Ale kiedy Paweł wspomniał o zmartwychwstaniu ciała – tego było już za wiele. Wyśmiali go (Dz. 17:32).
Dzisiaj jest podobnie. Zmartwychwstanie często obraża. Możesz mówić, że należy lepiej żyć, że nie można kraść i trzeba pomagać słabszym, ale daj spokój z tą fantastyką o zmartwychwstaniu ciała. Jak to ujął jeden z bardziej znanych współczesnych teologów, Rudolf Bultmann: „Nikt kto wie, jak obsługiwać lodówkę, nie może wierzyć w zmartwychwstanie”.
Jednak apostoł Paweł twierdzi, że wiara w zmartwychwstanie nie może być odłączona od chrześcijańskiego wyznania. Bez niej nie ma już chrześcijaństwa. Nie ma żadnej nadziei i nadal pozostajemy w naszych grzechach.
Ponieważ prawda o zmartwychwstaniu jest tak istotna, istotne jest również to, w jaki sposób dowodzimy, że Jezus powstał z martwych i że nadchodzi powszechne zmartwychwstanie. Niestety, często dowodzi się samego faktu zmartwychwstania bez odwoływania się do jego znaczenia. Tak jakby można było oddzielić jedno od drugiego. Najpopularniejsze książki traktujące o obronie wiary zasypują nas pseudodowodami zmartwychwstania typu: 500 osób nie mogło być poddanych zbiorowej hipnozie; krew i woda, które wypłynęły z boku Jezusa były znakiem, że naprawdę nastąpił zgon; grób był pusty itp. Oczywiście, wszystkie te rzeczy mają ogromną wartość dowodową, ale tylko wtedy, gdy są przedstawione w kontekście, w jakim występują, tj. w kontekście autorytatywnej wypowiedzi Boga – Biblii.
Jednak w wielu dostępnych publikacjach chrześcijańskich dowody poddane są do rozważenia przez rzekomo niezależny umysł niewierzącego. Zupełnie pomija się autorytet Słowa Bożego dlatego, że niewierzący i tak go odrzuca, a w zamian wskazuje się na Biblię jako jeszcze jedno zwykłe źródło historyczne. Zmartwychwstanie przedstawia się jako neutralne wydarzenie historyczne. „Nie, nie, nie!” powiadaliśmy, „Nie bój się. Nie każemy ci wierzyć, że zmartwychwstanie na pewno miało miejsce, tylko dlatego, że Biblia tak mówi! Nic z tych rzeczy! Sam zdecyduj, czy to nie jest prawdopodobne, że zmartwychwstanie to wydarzenie historyczne.” W najlepszym przypadku niewierzący stwierdzał wtedy: „Możliwe, że Jezus powstał z martwych.” Następnie zachęcaliśmy go, aby tak jak sam ocenił, czy zmartwychwstanie w ogóle miało miejsce, teraz sam domyślił się, co ono oznacza. Oczywiście, podszeptywaliśmy mu do ucha, że zmartwychwstanie Jezusa może oznaczać tylko jedną rzecz – Jezus jest Bogiem. Ale niewierzący zupełnie nie rozumiał, dlaczego miałby dojść do tak dziwacznej konkluzji. W końcu pamiętał jeszcze z dzieciństwa, że Biblia mówi o Łazarzu, który również zmartwychwstał. Czy to oznacza, że Łazarz też jest Bogiem? A poza tym są jeszcze inne opcje, bardziej „racjonalne” – sami go w tym upewniliśmy. Sami upewniliśmy go w tym, że nie potrzebuje żadnych autorytetów, ale sam może dojść do poprawnych wniosków.
Ale co jeszcze powie niewierzący na tego typu starania? Po pierwsze stwierdzi, że Biblia nie jest dla niego żadnym autorytetem – nawet historycznym. Według niego Biblia, podobnie jak każda książka historyczna starożytności, zawiera wiele mitów, przekłamań i niehistorycznych dodatków. Następnie „znaturalizuje” nadprzyrodzony charakter zmartwychwstania, na modłę książek Zenona Kosidowskiego, który potrafił wytłumaczyć każdy biblijny cud przy pomocy zwykłych codziennych zjawisk.
Tak więc, jeśli nawet jakoś udałoby się przekonać niewierzącego do „faktu” zmartwychwstania, zawsze może on wszystko skwitować stwierdzeniem, że bardzo dziwne rzeczy mają miejsce na tym świecie. Są rzeczy, których jeszcze nie potrafimy w normalny sposób wytłumaczyć, ale to tylko kwestia czasu. Kiedyś nauka będzie w stanie wyjaśnić, dlaczego takie dziwactwa jak jakieś zmartwychwstanie tu i tam mają miejsce.
Co pozostało z naszej nadziei zmartwychwstania, o której pisał apostoł? Niewiele. Zmartwychwstanie, według naszych życzeń, zostało „ściągnięte” w dół i znaturalizowane. Stało się jedną z takich rzeczy, jak ogórki i hipopotamy. Co więcej, niewierzący może dorzucić: „Nigdy nie widzieliśmy jeszcze, aby przyroda wykoleiła się ze swoich praw, ale widzieliśmy wielu ludzi, którzy kłamią. W co łatwiej uwierzyć?!” Mam nadzieję, że czytający ten artykuł odczują siłę tego argumentu. Na własne życzenie zostaliśmy słusznie upokorzeni przez niewierzącego, co nie jest aż tak wielką szkodą w porównaniu z tym, że przynieśliśmy hańbę imieniu Boga!
Nic nie możemy już dodać. Musimy się poddać. Tak głoszone zmartwychwstanie nie ma już żadnego znaczenia. Stało się co najwyżej ciekawostką. Historia często się powtarza. Już w raju Ewa postanowiła sama zinterpretować znaczenie owocu. Wydawało jej się, że nie potrzebuje Boga, aby autorytatywnie powiedział, jaki będzie skutek spożycia owocu z tego konkretnego drzewa. Uznała więc za bardziej prawdopodobną wersję przyszłości przedstawioną przez szatana. Podobnie uczynili przywódcy religijni za czasów Jezusa. Podali ludziom bardziej prawdopodobną wersję znaczenia pustego grobu – to uczniowie wykradli ciało. W co prędzej mogli uwierzyć ludzie? W to, że Jezus powstał z martwych, czy w to, że uczniowie wykradli jego ciało? Odpowiedź sama się nasuwa. Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli przebiegli. W pośpiechu starali się zanegować autorytatywną interpretację pustego grobu. Nie chcieli dopuścić do tego, żeby słowa Jezusa, które wypowiedział jeszcze przed śmiercią, zwyciężyły (Mat. 16:21).
Nie ma niezinterpretowanych faktów. Nie ma „po prostu faktów”. Każdy fakt jest Bożym faktem. Nosi nadane mu przez Boga znaczenie. Nie ma więc neutralności. Jeśli nie my, to niewierzący natychmiast „wypełni” swoim własnym znaczeniem każdy fakt rzucony przez chrześcijanina w jego stronę. Wspomnijmy jeszcze raz na Kosidowskiego. Albo powie, że to wszystko bajki (bowiem on sam – jako bóg – określa, co jest możliwe, a co nie), albo przyzna, iż dziwne rzeczy istotnie mają miejsce na świecie.
Tym bardziej niezrozumiałym jest, kiedy chrześcijanie popadają w podobny błąd, odwołując się do zdrowego rozsądku i prawdopodobieństwa w poszukiwaniu solidnego gruntu w głoszeniu zmartwychwstałego Króla! Nie łudźmy się. Jeśli nie oprzemy się na autorytecie Boga przemawiającego w spisanym Słowie, niczego nie udowodnimy.
Nie możemy dowieść zmartwychwstania – ani czy na pewno miało miejsce, ani co ono oznacza – przez odwołanie się do historii lub archeologii jako ostatecznego autorytetu. Wszystkie te rzeczy same w sobie mogą dać nam jedynie prawdopodobieństwo. Zamiast tego, żyjmy w zgodzie z naszym wyznaniem. Nikt z nas nie pojechałby szukać kości Jezusa. Dlaczego więc argumentujemy w taki sposób, jakby jednak istniała jakaś szansa ich odnalezienia?!
Zakładając neutralność historii, nie możemy przecież powiedzieć, że nauka nigdy nie wyjaśni tego, jak niektóre ciała powstają z martwych, lub że nauka nigdy nie będzie w stanie pokonać śmierci. Nadzieja na całkowite pokonanie cierpienia, a nawet samej śmierci jest bardzo żywa w świecie zeświecczonej nauki. A my nie jesteśmy w stanie (bez Bożego objawienia w Biblii) stwierdzić, czego nauka nigdy nie wytłumaczy lub czego nigdy nie osiągnie. Nie jesteśmy w stanie sami ani odgadnąć, ani pokazać, jakie są granice naturalnych możliwości w świecie przyrody. Aby udowodnić „cud”, musimy najpierw zdefiniować, co jest „normalne”. Aby to uczynić, musimy zostać pouczeni przez Boga.
Tak więc, zmartwychwstanie jest potężnym dowodem, ale dowodem bezużytecznym, jeśli wyszarpniemy je z kontekstu Boga przemawiającego w swoim Słowie i tłumaczącego nam, co jest czym. Zaufajmy Abrahamowi. Niech nam się nie wydaje, że samo zmartwychwstanie rzuci kogoś na kolana. Nic podobnego! „I odrzekł mu: Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą” (Łuk. 16:31). Nie łudźmy się, że sam fakt zmartwychwstania, jest nam pomocny. Nie jest. Abraham miał rację. O ile najpierw nie podporządkujemy się Słowu, to nawet widok żyjącego nieboszczyka nic nam nie da. Musimy pozostać wierni Pismu. Musimy być głosicielami zmartwychwstania, które zostało nam objaśnione przez Pisma.
Weźmy sobie do serca powyższe słowa Jezusa. Bierzmy przykład z apostoła Pawła, który nie głosił neutralnego i prawdopodobnego zmartwychwstania, ale zmartwychwstanie pewne, które jest gwarancją wyzwolenia z grzechów, pokonaniem śmierci i zapowiedzią nadchodzącego Sądu.
Nikt z nas nie wybierze się na wyprawę w poszukiwaniu kości Jezusa. Wiemy na pewno, z absolutną pewnością, że nie można ich odnaleźć. Skąd ta pewność? Czy zbadaliśmy całą ziemię, w każdym wieku, tak iż wiemy na pewno, czego w niej nie ma?! Nie, nie zbadaliśmy, ale wiemy na pewno. Skąd więc ta pewność? Otóż opieramy się na świadectwie prawdomównego Boga, który zna całą rzeczywistość, co więcej, określił ją według swojego chwalebnego planu.
Zwróćmy uwagę na apostoła Piotra i pójdźmy za nim. Apostoł stwierdza: „Ale Bóg go wzbudził, rozwiązawszy więzy śmierci, gdyż było rzeczą niemożliwą, aby przez nią był pokonany” (Dz. 2:24n). Skąd o tym wiedział? Pismo go pouczyło.
Nasz Pan po zmartwychwstaniu wysłuchuje opowieści uczniów zakończonej powątpiewaniem i utratą ducha. Natychmiast ich gani i zarzuca im lenistwo i opieszałość. Ale dlaczego? Dlatego, że nie uwierzyli w pusty grób? (Co wielu współczesnych apologetów by im zarzuciło.) Albo że nie uwierzyli w świadectwa naocznych świadków, o których sami Jezusowi opowiadali? Nic podobnego! Otóż nasz Pan zarzuca im brak wiary i znajomości Pisma! „A On rzekł do nich: O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus nie musiał tego wycierpieć, by wejść do swojej chwały? I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach” (Łuk. 24:25-27). Zwróćmy uwagę, że Pan Jezus, zamiast natychmiast otworzyć im oczy, by mogli zobaczyć Jego jako zmartwychwstałego Pana, pozwolił na to, by doszli do tego przekonania dokładnie tak jak i my: „I rzekli do siebie: Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał?” (Łuk. 24:32).
Powyższe nie oznacza bynajmniej zwrotu ku jakiejś formie fideizmu – ślepej wiary wbrew wszelkim dowodom. Wręcz odwrotnie. Postępowanie w krok za Bożym objawieniem pozwala nam „pozyskać” wszystkie dowody. Ponieważ to jest Boży świat w całej swojej rozciągłości. Zmartwychwstanie tego dowodzi. Ale nie jako neutralny fakt w historii świata, ale fakt, o którym mówi i który tłumaczy Biblia. Tylko w oparciu o autorytet Pisma św. możliwe jest nie tylko udowodnienie zmartwychwstania, ale w ogóle jakiekolwiek dowodzenie.
Jeśli ktoś nie jest gotów poddać się samoustanawiającemu autorytetowi Słowa Bożego, nic nie będzie go w stanie przekonać. Tak nam powiedział Jezus. Nawet widok zmartwychwstałego Pana nie był wystarczającym dowodem. Czytamy bowiem, że „niektórzy powątpiewali” (Mat. 28:17).
Jeszcze raz spójrzmy na Abrahama i naśladujmy go. „Abraham wbrew nadziei, żywiąc nadzieję, uwierzył, aby się stać ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co powiedziano: Takie będzie potomstwo twoje. I nie zachwiał się w wierze, choć widział obumarłe ciało swoje, mając około stu lat, oraz obumarłe łono Sary. I nie zwątpił z niedowiarstwa w obietnicę Bożą, lecz wzmocniony wiarą dał chwałę Bogu, mając zupełną pewność, że cokolwiek On obiecał, ma moc i uczynić. I dlatego poczytane mu to zostało za sprawiedliwość” (Rzym. 4:18-22). Nie doświadczenie, nie abstrakcyjne, niezależne myślenie, ale samowystarczalny, pewny i najwyższy autorytet spisanego Słowa prawdomównego Boga niech będzie naszą nadzieją oczyszczenia z grzechów i zmartwychwstania ciała. Dopiero w Jego świetle zobaczymy wszystko takim, jakie jest (Ps. 36:10).