bogumił jarmulak
Doktryna o opatrzności Bożej mówi, że Boże działanie obecne jest we wszystkich zdarzeniach i ma na celu zachowanie stworzenia i kierowanie go ku z góry ustalonemu przeznaczeniu. Została ona sformułowana w reakcji na greckie (epikurejskie i stoickie) pojmowanie świata. Wielkie zasługi miał przy tym św. Augustyn, który widząc zagrożenie, jakie stanowiło dla chrześcijaństwa bezkrytyczne przyjęcie greckiej filozofii, dążył do udzielenia biblijnej odpowiedzi na pytanie o naturę świata i siły nim rządzące. Początki konfrontacji między chrześcijańską teologią a grecką filozofią widzimy już w pismach ap. Pawła, a szczególnie w jego dyskusji z epikurejczykami i stoikami, która odbyła się w Atenach na Areopagu i została opisana w 17. rozdziale Dziejów Apostolskich. W słowach Pawła odnajdujemy przekonanie, że właściwe zrozumienie natury świata i jego relacji do Boga jest nieodzowne do właściwej relacji między człowiekiem a Bogiem i światem. Ponieważ grecka filozofia i chrześcijańska teologia inaczej opisują naturę świata, dlatego prowadzą do wykształcenia innych postaw i zachowań.
Moim zamiarem jest porównanie tego, co stoicy, epikurejczycy i chrześcijanie mówią na temat natury świata i jego relacji do Boga oraz jaki to ma wpływ na zrozumienie historii i etykę.
Natura świata
Epikurejczycy, choć wierzyli w istnienie bogów, byli w gruncie rzeczy materialistami. Nie wierzyli w życie po śmierci – człowiek zbudowany z atomów ulega po śmierci rozpadowi i przestaje istnieć. Bogowie nie interesowali się losem świata ani ludzi, gdyż oznaczałoby to zaburzenie „świętego spokoju”. Zresztą człowiek posiadał wolną wolę, był więc niezależny od świata bogów. Epikur wprowadził do atomistyczno-mechanistycznej teorii przyrody koncepcję parenklinezy, czyli odchylenia. Twierdził bowiem, że atomy, które zazwyczaj biegną po torach prostych, czasami samorzutnie zbaczają i uderzają w inne atomy, co prowadzi do całkowicie nieprzewidywalnych zdarzeń. Tak więc w epikurejskim modelu świata na pierwszy plan wysuwa się z jednej strony przypadek, a z drugiej wolna wola człowieka. To z wszechobecnym przypadkiem, a nie z bogami, musi zmierzyć się człowiek w dążeniu do szczęścia. Świat w swej naturze jest niezdeterminowany – nikt nie może przewidzieć, co przyniesie przyszłość, która jest iloczynem przypadku i ludzkich wyborów. Dzisiaj pokrewnym epikureizmowi jest deizm i ateizm.
Stoicy postulowali racjonalną strukturę rzeczywistości. Podobnie jak epikurejczycy byli materialistami. W świecie wyróżniali składnik bierny i czynny, który nazywali duchem – przenikał on wszystkie rzeczy, nadawał im kształt i ruch. Ten składnik czynny nazywali też „Logosem”, czyli boskim rozumem – była to ogólna zasada rządząca przebiegiem wszystkich zdarzeń na świecie (w tym widzimy pokrewieństwo stoicyzmu z panteizmem). W stoickim modelu świata nie ma miejsca na przypadek, bo wszystkie zdarzenia są w nim zaplanowane i nieuniknione – wszystko dzieje się z konieczności. Jeśli epikurejczyk nie był w stanie nawet spekulować na temat przyszłości, to stoik twierdził, że rozwój świata jest konieczny i ściśle określony – przybiera on postać wiecznie powtarzających się cykli, z których każdy kończy się apokatastazą – całkowitym zniszczeniem aktualnej rzeczywistości i jej ponownego odrodzenia się w tej samej postaci. Jeśli epikureizm obdarzał człowieka wolną wolą i czynił z niej jeden z najważniejszych czynników kształtujących przyszłość świata, to stoicyzm pozbawiał człowieka własnej woli.
Chrześcijaństwo zaś, według słów ap. Pawła, przedstawia odmienny niż oba powyższe modele świata. Świat ma swój początek – był nim akt suwerennego stworzenia go z niczego przez Boga. Stąd wynika całkowite podporządkowanie świata Bogu i Jego woli. Bóg nie tylko powołał świat do istnienia i wyposażył w rządzące nim prawa, ale jest aktywnie zaangażowany w jego dzieje. Świat istnieje dzięki podtrzymującemu go działaniu Boga. Dla epikurejczyków było nie do pomyślenia, że Bóg mógłby byś aktywnie zaangażowany w tak błahe sprawy, jak długość życia wróbli (Mt. 10:29). Wyglądało to dla nich bardziej na stoicyzm. Jednak podobieństwo jest tylko pozorne. Dla stoika wróbel był emanacją Logosu – kiedy wróbel ginął, wtedy zachodziła zmiana również w Logosie. Stoicy bowiem nie czynili rozróżnienia między światem a Logosem, jak czyni to chrześcijaństwo, mówiąc o Bożej transcendencji – choć świat jest we wszystkim zależny od Boga i Bóg jest stale zaangażowany w sprawy świata, to jednak Bóg pozostaje inny niż świat i nie może być z nim utożsamiony. Kiedy więc zgodnie ze zrządzeniem Bożym kończy się życie wróbla, to nie następuje w Bogu żadna zmiana ani nie umiera żądna cząstka Boga. Podobnie wola Boża nie eliminuje woli człowieka, choć wola człowieka nigdy nie jest wolna w tym sensie, w jakim Bóg jest wolny w swoim działaniu. Wola człowieka jest pochodna, co nie znaczy, że nie jest prawdziwa. Jeśli człowiek grzeszy, to dlatego, że tak chce (patrz Sdz. 21:25). Człowiek posiada własną wolę tylko dlatego, że wyposażył go w nią Bóg. Jest ona realna właśnie dlatego, że stworzył ją Bóg – tak jak stworzony przez Boga wróbel rzeczywiście istnieje. Niemniej jednak, człowiek nawet w swoim buncie przeciwko woli Boga, realizuje Boże zamiary (patrz Dz. Ap. 2:23; 4:27-28). Tak więc świat niechybnie zmierza do wyznaczonego mu przez Boga celu.
Historia
Nieco upraszczając, można powiedzieć, że dla epikurejczyka historia nie istniała. Niewiele też z przeszłych wydarzeń można się było nauczyć na przyszłość, może poza tym jednym – zawsze może się wydarzyć coś nieprzewidzianego, co zniszczy wszelkie plany i prognozy. Historia nie była więc ciągiem wydarzeń, w których można by wskazać na jakiś wątek i regularności, i z którego można by wyciągnąć naukę na przyszłość. To, co istnieje i co się liczy, to chwila obecna, bo tylko jej możemy byś pewni – tylko czy na pewno?
W pewnym sensie dla stoika historia też nie istniała – co prawda można ją było opisać i na tej podstawie prognozować o przyszłości, ale i tak ludzkie działania służyły jej tylko za tło. Człowiek nie był aktywnym czynnikiem w kształtowaniu historii. Jeśli więc nauka historii miała dla stoików jakieś znaczenie, to głównie w tym sensie, że pomagała im „płynąć na fali” historii.
Chrześcijaństwo z powodu odmiennej kosmologii (pojmowaniu natury świata) ma inny stosunek do historii. Nie zgadza się z twierdzeniami epikurejczyków, że światem rządzi przypadek (indeterminizm), ani z twierdzeniem stoików, że światem rządzi fatum (determinizm).
Ap. Paweł mówi, że historia jest dziełem Boga (Dz. 17:26). Człowiek nie jest jednak biernym obserwatorem bądź tłem dla Bożego działania, o czym świadczy to, że Bóg oczekuje od człowieka odpowiednich reakcji na swoje działanie (w. 27). Tak więc człowiek jest zaproszony do uczestniczenia w Bożym tworzeniu historii, co jednak nie znaczy, że ludzkie działania mogą pokrzyżować Boży plan. Ktoś mógłby na tym miejscu powiedzieć, że w gruncie rzeczy niczym nie różni się to od stoicyzmu, z jego twierdzeniem o konieczności wszystkich zdarzeń (fatum), bo cokolwiek by człowiek zrobił, to i tak wszystko dzieje się według Bożej woli. Możemy na to odpowiedzieć następująco: Stoicyzm pozbawia człowieka własnej woli utożsamiając ją z wolą Logosu, podczas gdy chrześcijaństwo wskazuje na pochodny charakter woli człowieka – wola człowieka, jak wszystko inne poza Bogiem, zostało stworzone przez Boga i jak całe stworzenie jest prawdziwa i realna. Problemem w greckim myśleniu jest to, że chce ono mieć wszystko albo nic – jeśli wolność, to absolutna, a jeśli nie absolutna, to żadna. Ponadto stawia człowieka na równi z Bogiem i żąda dla niego boskiej wolności.
Wracając do historii, należy powiedzieć, że według chrześcijańskiej teologii historia nie ma charakteru ani przypadkowego (epikureizm), ani cyklicznego (stoicyzm), lecz rozwojowy – pomimo powtarzających się cykli (np. pory roku, pokój-wojna), nigdy nie wraca do tego samego punktu, ale osiąga coraz wyższe poziomy („z chwały w chwałę”), by w końcu dotrzeć do ustalonego przez Boga celu (Dz. 17:31). Człowiek nie jest przy tym tylko biernym obserwatorem, lecz aktywnym uczestnikiem w procesie tworzenia historii (choć nie w tym samym sensie, co Bóg).
Etyka
Ponieważ epikurejczycy twierdzili, że bogowie, nawet jeśli istnieją, to nie mieszają się w sprawy świata, świat zaś oddany jest na „łaskę” przypadku, dlatego człowiek szukający szczęścia powinien przede wszystkim unikać sytuacji, w których przypadek mógłby mu szczególnie zaszkodzić. Dla epikurejczyków szczęściem jest już brak cierpienia. Należy też unikać wszelkich uzależnień, zwłaszcza od zmysłowych przyjemności, gdyż uzależnienie rozbudza oczekiwania, które z powodu przypadku mogą jednak pozostać niespełnione i przez to zrodzić cierpienie. Nie trzeba też niepotrzebnie deptać sobie nawzajem po odciskach, więc w stosunkach międzyosobowych zalecana jest wzajemna życzliwość jednak bez niepotrzebnej zażyłości i oczywiście z dala od osób, które mogłyby zakłócić „święty spokój”. Epikurejczyk dąży więc do wycofania się z życia publicznego, by zamiast tego zająć się kontemplacją piękna przyrody i czerpaniem radości z samego faktu życia. Najwięcej zaś przyjemności ma ten, kto ma najmniej potrzeb. Największym zagrożeniem dla szczęścia, obok przypadku, jest konflikt z innymi, któremu lepiej zejść z drogi. Epikureizm kształtuje zatem postawę raczej bierną, gdzie bierność wynika z chęci uniknięcia sytuacji, w których mógłby doświadczyć czegoś nieprzyjemnego.
Ponieważ bogowie epikurejscy nie mieszają się w sprawy ludzkie, nie są też ich sędziami ani prawodawcami. Epikurejczycy starają się raczej naśladować bogów w ich dążeniu do szczęśliwości. Zasada wzajemnej życzliwości i niezaangażowania (schodzenia sobie z drogi) wynika właśnie z dążenia do unikania rozczarowania, bólu i cierpienia. Śmierć jawi się człowiekowi jako uwolnienie od cierpienia.
Epikurejską receptą na życie jest znalezienie sobie jakiejś niszy, gdzie można by zaznać świętego, beznamiętnego spokoju lub co najmniej odpocząć od zgiełku świata. Nie warto angażować się w życie publiczne, lecz zamiast tego „żyć w ukryciu”, biorąc z życia, co się da, lecz zawsze w umiarkowaniu, by się za bardzo nie podniecić. Epikurejczyk zatem nigdy nie będzie marzycielem ani nie postawi sobie wielkich celów, bo niby po co, skoro jakieś nieprzewidziane zdarzenie, przypadkowy zbieg okoliczności, w każdej chwili może sprawić, że wszelkie jego plany legną w ruinie. A poza tym realizując swoje marzenia, mógłby narazić na szwank swoje życie, a ma tylko jedno.
Na koniec warto zapytać, czy epikureizm ustanawia jakiekolwiek solidne fundamenty dla swojej etyki. Jeśli bowiem w ostateczności jesteśmy zbiorem atomów, które w chwili śmierci ulegną dezintegracji, to jakie może mieś znaczenie to, co jeden zbiór atomów uczyni drugiemu zbiorowi atomów przed momentem dezintegracji? Jakie też ma znaczenie to, czego aktualnie doświadczamy, skoro już za chwilę wszelka pamięć o tym zaniknie, a tym samym doświadczenie przestanie byś realne? Chwila istnieje przecież tylko przez chwilę.
Stoicy z kolei postulowali życie zgodne z naturą, bo przecież natura jest emanacją Logosu. Stoicy nie dążyli do podporządkowania sobie natury, lecz do podporządkowania siebie naturze. Los jednostki jest bowiem nierozłącznie spleciony z losem kosmosu. I właśnie ten kosmiczny wymiar ludzkiej egzystencji pozwala ujrzeć wszelkie nieszczęścia i śmierć jako część łańcucha nieuchronnych wydarzeń zgodnych zresztą z naturą świata. W konsekwencji prowadzi to do apatii – pogodzenia się z losem i rezygnacji. Trudno bowiem kwestionować to, co nieuchronne. W tym stanie apatii, pozbawionym w możliwie największym stopniu wpływom zewnętrznych okoliczności, stoik upatruje szczęścia. Ponieważ człowiek nie może zapanować nad okolicznościami, powinien ich unikać, czyli maksymalnie ograniczyć sferę swoich pragnień. Nie prowadzi to jednak, według Seneki, który był stoikiem, do indywidualistycznej etyki, ponieważ każdy człowiek jest cząstką zespolonego z Logosem kosmosu. Dlatego też Seneka mówi, że należy okazywać „miłość i szacunek wszystkim ludziom, jako swoim krewnym z natury.” Tu pojawia się jednak pewien problem, ponieważ nie wszyscy ludzie zgadzają się co do wspólnej definicji miłości i szacunku – czyja zatem definicja jest właściwa? Przez kogo przemawia kosmiczny rozum? Jest to o tyle ważna kwestia, gdyż bez ustalenia, czym jest miłość i szacunek, trudno postulować ich okazywanie. Rozwiązaniem jest przyjęcie zasady, że nie należy czynić drugiemu, co osobiście jest nam niemiłe. Niemniej jednak i ta zasada ma słabe strony, bo nie dla każdego miłe jest to samo.
Warto też zwrócić uwagę na to, że w oparciu o stoickie pojmowanie świata nie sposób ustanowić kategorie dobra i zła. Skoro bowiem wszystko dzieje się z konieczności w zgodzie z naturą świata (Logosem), wszystko jest, jakie jest – nie można temu przypisać ani dobrego, ani złego charakteru. Jeśli już, to co najwyżej powiemy, Ņe wszystko jest dobre – co jednak w takim razie jest złe? Widzimy to w podejściu stoików do cierpienia i śmierci. Tu rodzi się pytanie: Czy Seneka miał jakiekolwiek podstawy w swoim światopoglądzie, by stawiać jakiekolwiek etyczne postulaty, np. okazywania miłości i szacunku, motywując to tym, że wszyscy ludzie są krewnymi z natury? Skoro bowiem wszyscy uczestniczymy w boskim Logosie, to wszystko, co czynimy, tak naprawdę czyni Logos, więc musi to byś słuszne, a zresztą i tak nic innego nie mogłoby się wydarzyć.
Chrześcijaństwo zaś mówi, że świat został stworzony przez Boga i wyposażony w rządzące nim prawa. Co więcej, Bóg w każdej chwili podtrzymuje świat w jego istnieniu (Dz. 17:25). Stworzył też człowieka, któremu powierzył zadanie panowania nad światem według ustalonych przez Boga zasad. Człowiek jest więc przed Bogiem odpowiedzialny nie tylko za wykonanie swego zadania, ale też za sposób jego wykonania. Boże Prawo ustala również właściwe relacje międzyosobowe. Bóg będzie sądził człowieka według jego uczynków. To więc objawione przez Boga Prawo jest podstawą chrześcijańskiej etyki. Dlatego każdy nasz czyn ma swoje znaczenie, które nadaje mu Boże Prawo. Kiedy więc pytamy o miłość lub szacunek, to nie chodzimy w ciemności ludzkich domysłów, lecz odwołujemy się do obiektywnego standardu. A skoro wiemy, co jest dobre, a co złe, to powinniśmy odpowiednio postępować i to nie tylko ze względu na aktualne okoliczności, ale również ze względu na wieczne konsekwencje naszych czynów.
Odpowiedzialność człowieka przed Bogiem nie wynika jednak z tego, że Bóg obdarował go „wolną wolą”, ale z tego, że Bóg określił nie tylko cel, do którego zmierza świat, ale i środki do realizacji tego celu. W tych środkach mieszczą się również ludzkie decyzje i działania (np. modlitwa, praca, głoszenie Słowa). Z powodu działania Bożej opatrzności zastosowanie odpowiednich środków w określonych okolicznościach i czasie daje podstawę do oczekiwania określonych rezultatów. Gdyby było inaczej, to Księga Przypowieści nie miałby racji bytu. Oczywiście, decyzje i działania człowieka nie są jedynymi środkami ustanowionymi przez Boga do realizacji Jego zamiarów, dlatego kiedy cokolwiek czynimy, musimy pamiętać o tym, że w ostateczności skutek naszych działań nie zależy od nas, lecz woli Bożej (patrz Jk. 4:13-15). Dlatego Księga Przypowieści na pewno nie wyczerpuje tematu, lecz stanowi raczej przykład i zachętę do poszukiwania zastosowania dla Bożych zasad w codziennym życiu.
W końcu trzeba wspomnieć, że inaczej niż epikureizm i stoicyzm chrześcijaństwo daje podstawy dla nadziei, która jest nie tylko życzeniem, ale pewnością. Do tego punktu doszedł ap. Paweł, przemawiając na Areopagu, ale właśnie wtedy przerwano mu. Myślę, że powodem do tego było nie tylko to, że zaczął mówić o rzeczach, które nie mieściły się w epikurejskim i stoickim umyśle (od samego początku mówił tylko o takich sprawach), ale to, że dotknął najbardziej bolesnego dla Greków tematu – nadziei (Dz. 17:31-32), która była całkowicie nieobecna w ich filozofii. Bo jaką nadzieją jest oczekiwanie, że śmierć rozwiąże nasze problemy?
To właśnie dzięki nadziei, że Bóg zrealizuje wszystkie swoje zamiary w historii, ap. Paweł gotów był nie tylko zajść na koniec świata, zmierzyć się z wrogością i pogardą ludzi, ale nawet oddać życie, głosząc Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym. Wiedział bowiem, że Bóg czyni, cokolwiek zechce, co jednak nie powodowało w nim apatii ani bezczynności, lecz tym bardziej pobudzało do pracy, bo dzięki Bożej opatrzności jego wysiłki (zgodne z objawioną w Biblii wolą Boga) nie były zbyteczne. „Tak więc, bracia moi mili, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu” (w. 58).
Podsumowanie
Epikureizm i stoicyzm ze względu na fałszywe zrozumienie natury świata tworzy również fałszywy obraz historii, w której pojedynczy człowiek nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Człowiek może usunąć się historii z drogi lub popłynąć wraz z nią, ale nie ma na nią żadnego wpływu. Z kolei w sferze etyki żaden z tych kierunków filozoficznych nie jest w stanie wskazać na niewzruszone zasady, które wytyczałyby ludzkie postępowanie. Nie mogą zatem dostarczyć nam ani motywacji, ani wytyczyć kierunku naszego działania. Cierpią na impotencję. Nie przynoszą nadziei.
Nie tak jest z chrześcijaństwem, które nie tylko wskazuje na zasady postępowania w Bożym świecie, ale wskazuje też kierunek działania i daje gwarancje skutków. To dlatego chrześcijaństwo z wytworzonymi przez nie instytucjami jest siłą, która zmienia świat – narzędziem, przy pomocy którego Bóg tworzy historię.
Niestety jak za czasów ap. Pawła i św. Augustyna również dzisiaj epikureizm i stoicyzm znajduje drogę do Kościoła, zadomawia się w nim i jak pasożyt wysysa jego siły życiowe. Ostatnio dość głośno jest o pewnej odmianie arminianizmu, tzw. otwartej teologii (ang. „open theology”), której przedstawiciele twierdzą, że przyszłość, póki nie zaistnieje, pozostaje nieznana również Bogu – Bóg nie panuje nad przyszłością. Trudno o pogląd, który bardziej niszczyłby podstawy chrześcijańskiej nadziei. Z drugiej strony spotykamy karykaturę kalwinizmu, według której ludzkie działania nie mają znaczenia w historii. Niewątpliwie bliżej jej do stoickiego fatalizmu niż do biblijnej nauki o opatrzności. Trudno też o pogląd bardziej zarażający apatią i bezczynnością.
Jeśli więc jako Kościół chcemy być rzeczywistą siłą oddziałującą na otaczający nas świat w celu przemiany go na Bożą chwałę, musimy porzucić greckie wyobrażenia o naturze świata i mocno stanąć na fundamencie Bożej prawdy.