douglas jones
Najważniejsze elementy wychowania dzieci są niewidzialne lub nieuchwytne. Nie ustalimy ich w wyniku kalkulacji ani nie znajdziemy na koócu mechanicznego procesu. Należą bowiem do sfery mądrości, a nie wiedzy. Bóg zaś nie chce tylko tego, byśmy uchwycili nieuchwytne dla własnego spokoju lub satysfakcji, lecz dla wypracowania Bożych zamiarów w historii. To nie byle jakie zadanie, zważywszy na to, jakimi dysponujemy żołnierzami – z twarzami umazanymi dżemem i z wąsami od mleka.
Stary Testament kończy się obietnicą, że w Nowym Przymierzu Bóg „zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ojcom, aby, gdy przyjdzie, nie obłożył ziemi klątwą” (Mal. 3:24). Kiedy mówi o „zwróceniu serc”, to nie ma na myśli grzecznych dzieci, które nie pyskują ani nie biorą narkotyków. To stosunkowo proste. Dobre chrześcijańskie zbory (należące do mniejszości) pełne są dobrze ułożonych dzieci. Inni chrześcijanie muszą najpierw odrobić to zadanie, gdyż wydzielanie klapsów i poszanowanie władzy rodzicielskiej stanowią „pierwsze zasady nauki Bożej” (Hbr. 5:12), które już dawno winniśmy opanowaś.
Powinniśmy jednak pragnąć czegoś więcej niż tylko dobrze ułożonych dzieci. Bardziej niż zaniedbania podstaw dyscypliny obawiam się tego, że wychowamy dobrze poukładane, lecz bezduszne dzieci o tępym wzroku, ściśle trzymające się raz wytyczonych torów, pozbawione wszelkiej pasji dla tego, co wielkie i piękne. Dobrze ułożone, lecz bezduszne dzieci i ich rodzice, to ci, którym wiele dano i którzy wiele roztrwonili.
„Dusza” to jedna z tych realnych, lecz nieuchwytnych właściwości, na którą łatwo wskazać, lecz nie sposób dostrzec pod mikroskopem. Biblijnym synonimem dla duszy jest mądrość. Zatem osoba, która troszczy się o swoją duszę to ta, która świadomie przyswaja sobie prawdę i mądrość zawartą w Przypowieściach, Psalmach, Księdze Kaznodziei i Pieśni nad Pieśniami. To zadanie na całe życie i nikt z nas jeszcze go nie odrobił. Spotykam jednak ludzi, którzy całkowicie je ignorują, a nawet nim gardzą. Oni też będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swoje bezduszne dzieci.
Okazuje się jednak, że zbyt szybko uznajemy, że uchwyciliśmy biblijne znaczenie słowa „mądrość”. Wielokrotnie je słyszeliśmy, więc wydaje się nam znajome i na tym poprzestajemy. Myślimy, że wszystko, co Przypowieści mają do powiedzenia, zamyka się w trzech poradach: żadnych długów, plotek i pychy. Faryzeusze też tak myśleli. Jednak mądrość i posiadanie duszy to coś więcej. To pełne zaangażowania zabieganie o mądrość (Prz. 2:2), która staje się „krynicą życia” (13:14), „drzewem życia” (3:18) i „życiem twojej duszy” (3:22). Jego owocem jest życie pełne radości i twórczości. Taki człowiek spożywa swój chleb i wino z weselem, gdyż wie, że jego uczynki są miłe Bogu (Kazn. 9:7).
To jeszcze nie wszystko. Mądrość zawiera w sobie zachwyt dla tego, co piękne i tajemnicze: „Trzy rzeczy są niezrozumiałe dla mnie, owszem cztery, których nie pojmuję: Droga orła na niebie, droga węża na skale, droga okrętu na pełnym morzu i droga mężczyzny z kobietą” (Prz. 30:18-19). Taki rodzaj duszy nie daje się spętać przez pragmatyczne dążenie do wydajności oślepiające nas na budzące zachwyt rzeczy, które nas otaczają. Taka dusza potrafi się zatrzymać, by podziwiać szybowanie orła, pełzanie węża, żaglowanie statku i obcowanie męża z żoną.
Jak jednak nauczyć tego naszych dzieci? Jak zaszczepić w nich ten rodzaj mądrości?
Jesteśmy naśladowcami
Wychowanie dzieci to głównie naśladowanie. Dzieci naśladują nasze postępowanie niezależnie od tego, co byśmy im mówili. Tak są zaprojektowane. Czasami śmiejemy się z wielkiego podobieństwa między rodzicami i dziećmi, które obserwujemy nawet w ich mimice i gestach. Jak wielu nastolatków przysięgało, że nigdy nie będą podobni do swoich rodziców, a potem okazywało się, że odtwarzają ich zachowanie? Widzimy to nawet w ich buncie. Często słyszymy, że ten bunt bierze się z niczego i nie ma nic wspólnego z wartościami wpajanymi przez rodziców. Jednak przy dokładniejszej obserwacji widzimy coś wręcz przeciwnego. Bunt nastolatków jest imitacją nieco bardziej tylko subtelnego buntu ich rodziców. Rodzice w gorącej wodzie kompani wychowują takichże nastolatków. Sfrustrowani rodzice wychowują sfrustrowanych nastolatków. Apatyczni rodzice… itd. Choć przykro to mówić, zazwyczaj bunt nastolatków jest pochodną zachowania rodziców.
Zasada naśladowania powinna zostać zaliczona do środków wzrastania w łasce. Rodzice czasami żartują, że wychowanie dzieci jest „środkiem uświęcenia”, co znaczy, że wychowanie dzieci stanowi wielkie wyzwanie i próbę. W rzeczywistości sprawa jest o wiele bardziej poważna. Jeśli bowiem dzieci naśladują rodziców (lub opiekunów), to nie możemy pasywnie i egoistycznie prześlizgiwać się przez życie, jak to często bywa. Nawet najdrobniejsze zachowania i reakcje wobec dzieci wywierają trwały ślad na ich osobowości. Dzieci są środkiem uświęcenia, ponieważ każdego dnia chłoną przykład płynący z charakterów, cnót i wad, i wszystkiego, co widzą w rodzicach. Jest to błogosławieństwem, jeśli jesteśmy wierni Bogu, ale staje się przerażającym spojrzeniem w lustro, jeśli widzimy, jak w ich życiu rosną i rozwijają się nasze własne grzechy i przywary. Mając wokół siebie stadko dzieci, nie możemy powoli pracować nad własnym rozwojem. Mamy wzrastać w łasce ze względu na nasze dzieci. Inaczej będziemy przekleństwem dla nich i dla ich dzieci.
Tradycje nasycania dusz
Jeśli chcemy, by nasze dzieci były krynicami żywych wód, to wpierw sami musimy się nimi stać. Musimy nauczyć się mądrości, której nie sposób sfabrykować, rozwodząc się w dyskusjach o pełni życia. Dzieci posiadają bowiem bardzo czułe detektory hipokryzji.
Praca nad rozwojem duszy wymaga pilności. Kluczowym wymogiem jest zaufanie dzieci do nas, bez którego nie rozbudzimy w nich pragnienia mądrości. Jeśli nam nie ufają, nie podążą za nami. Łatwo o zaufanie najmniejszych, trudniej jest, gdy podrosną. Jeśli jednak ufają nam, to nie będą się buntować w trudnych chwilach, lecz podążą za naszym dobrym przykładem.
Jak rozwijać zaufanie? Najlepiej naśladując przykład Chrystusa, który zdobył naszą lojalność przez ofiarowanie się za nas, bliskie poznanie nas i ukochanie piękna.
Ofiara: Wiemy, że dobroć Boża prowadzi nas do upamiętania (Rz. 2:4). Bożą dobroć najwyraźniej widać na krzyżu: „Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (Jn. 15:13). Czyż nie odnosi się to również do naszych dzieci? Jeśli nie jesteśmy gotowi, by poświęcić własne życie dla wychowania dzieci, to nawet nie powinniśmy próbować. Nie kochamy ich bowiem tak, jak powinniśmy. Niestety współczesne chrześcijaństwo często spłyca całą sprawę. Każdy rodzic przysięga, że oddałby życie za swoje dzieci. Chrystus nie umarł jednak tylko fizyczną śmiercią. Zrezygnował z własnej chwały dla naszego dobra, „wyparł się samego siebie i przyjął postać sługi” (Flp. 2:7). Mówimy o gotowości oddania życia za dzieci, ale czy jesteśmy gotowi bez żalu i zgorzknienia poświęcić dla nich karierę, wakacje, talenty? Całe życie naszej rodziny musi byś skupione na poświęceniu dla naszych dzieci. To dopiero oznaka wielkiej miłości.
Bliskość: Chrystus nie tylko zyskuje nasze zaufanie dzięki ofierze, ale również dzięki bliskiej więzi. Zna liczbę włosów na naszej głowie, ale i „pragnienia serca” (Ps. 37:4), życzenia i nadzieje, a także sposób, w jaki mogą zostać połączone dla naszego dobra. Dziecko nie zaufa rodzicowi, który okazuje mu zainteresowanie tylko okazjonalnie, bo jest „zbyt zajęty”. Dzieci rozwijają się dzięki bliskim kontaktom z rodzicami. Kiedy podrosną i jeśli będą kochać Chrystusa, to stanie się tak dzięki miłości, którą widzieli w nas. Argumenty, dowody i apologetyka mają swoją wartość i miejsce, jednak na niewiele się zdają, kiedy chodzi o pogłębianie i pielęgnowanie zaufania. Dzieci akceptują to, co kochają. Jeśli nie znajdą tej miłości w nas, poszukają jej gdzie indziej.
Umiłowanie piękna: Więzy miłości stanowią sedno wychowania. Bóg tak nas stworzył, że pociąga nas to, co miłe i piękne. W umiłowaniu piękna uwidacznia się różnica między nasyconymi i wychudzonymi duszami dzieci. Pragnienie piękna działa jak wzmacniacz we wszystkich dziedzinach życia. Sprawia, że stajemy się lepsi we wszystkim, co robimy – niech to będzie teologia, inżynieria, ogrodnictwo czy mechanika. Związek, jaki tu zachodzi, jest dość tajemniczy, ale często daje o sobie znać w bardzo zdecydowany sposób. Poezja, muzyka i literatura potrafią przemienić nawet najzimniejszego naukowca, programistę czy pułkownika w człowieka z duszą.
Pomyślmy, jak wiele możemy osiągnąć w wychowaniu dzieci, jeśli od najmłodszych lat będziemy wystawiać je na działanie piękna. Nie możemy przy tym wypychać je przed nas i np. posłać na lekcje gry na pianinie tylko po to, by nauczyć je zdyscyplinowania. Musimy je w miłości prowadzić do celu. Pobudzać do umiłowania pięknej muzyki w taki sposób, by same jej zapragnęły.
Dzieci powinny wręcz nieprzyzwoicie kochać literaturę. Jeśli nie proszą cię regularnie o nowe historie i opowiadania, nawet jeśli sam spędzasz całe dnie na czytaniu, to coś jest nie tak. Dzieci żyją i rosną dzięki opowiadaniom. Wiem, że plan dnia w różnych rodzinach wygląda inaczej, ale w naszej rodzinie mamy zwyczaj czytanie fragmentów z dwu lub trzech książek (beletrystyki, historii, teologii lub Biblii) przy każdym posiłku, zawsze zaczynając dzień od sporej porcji poezji. Posiłki są szczególnie ważne dla rodziny, gdyż w naturalny sposób są okazją do wyrażenia poświęcenia, bliskości i piękna.
Opowiadania kształtują dziecięce wnętrze i przygotowują je do życia na świecie. Literatura piękna jest przy tym o wiele bardziej realna niż to sobie często uświadamiamy. Wraz z poezją jest w stanie przekazać prawdę w bardzo przekonujący sposób. Sam Bóg wybrał właśnie poezję, opowiadanie i przypowieść, nie zaś biurokratyczny styl teologii systematycznej. Znów jednak to rodzice mają prowadzić dzieci. Niestety wielu z nich nie ma wysokiego mniemania o beletrystyce, zostawiając ją dla „maluchów”. Jedni gardzą nią, ponieważ są zdeklarowanymi pragmatykami, inni zaś twierdzą, że jest niebiblijna (chcą czytać tylko Biblię). Choć nie byłbym w stanie udowodnić tego podczas procesu dyscyplinarnego w kościele, to jednak podejrzewam, że rodzice, którzy nie znajdują radości w literaturze pięknej, borykają się z pewnymi duchowymi problemami z powodu zniekształconego wyobrażenia o duchowości lub odrzucenia piękna.
„Kto nasyca, sam będzie nasycony” (Prz. 11:25, BG) – trudno o lepsze słowa podsumowania. Chcemy, by dusze naszych dzieci były nasycone i pokrzepione. Chcemy, by ich życie było pełne radości, harmonii i piękna. Mądrości nie przekazuje się jednak biernie. Wymaga pilności i poświęcenia, stałej modlitwy i pracy, możemy się jednak odwołać do Bożej obietnicy: „Dusza pilnych jest obficie nasycona” (Prz. 13:4). Niech to będzie naszą modlitwą: Boże, pomóż nam obficie nasycić dusze naszych dzieci. „Kto ufa Panu, będzie nasycony” (Prz. 28:25).
Autor jest wykładowcą filozofii New St. Andrew’s College w Moscow, Idaho, i redaktorem „Credenda Agenda”.
Artykuł ukazał się w „Credenda Agenda” vol. 11 nr 1. www.credenda.org