Andrzej Polaszek
Szukając odpowiedzi na postawione pytanie zastanówmy się najpierw nad tym, czym jest teologia. Ch. Ryrie we wstępie do swoich Podstaw teologii pisze: „Teologia – ujmując rzecz w sposób prosty – jest myśleniem o Bogu i wyrażaniem tych myśli w określony sposób.” Ta wypowiedź profesora seminarium może nieco zdziwić tych wszystkich, których poraża akademicka powaga terminu. W jej świetle każde twierdzenie odnośnie Boga, Jego istnienia (także nieistnienia!), atrybutów, działania, etc., jest w gruncie rzeczy twierdzeniem teologicznym. Oczywiście teologia teologii nierówna. Trudno porównywać ludowe: „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”, z pawłowymi wywodami na temat Bożej sprawiedliwości. Jednak co do zasady, jedno i drugie jest teologią.
Dlaczego o tym piszę? Otóż funkcjonuje w wielu chrześcijańskich środowiskach pogląd, jakoby chrześcijanie mogli, w zależności od dokonanego w tej kwestii wyboru, „zajmować się”, lub „nie zajmować się” teologią. Z reguły towarzyszy mu przekonanie o niewielkiej przydatności teologii i jej znikomym wpływie na życie duchowe. Pogląd ów zrodził całkiem dziś liczną kategorię „ateologicznych chrześcijan” (koncepcja równie absurdalna jak apolityczny rząd, lub smażony śnieg).
Ateologiczni chrześcijanie mówią:”Nieważne w co wierzysz, ważne, czy twoje serce jest szczere przed Panem. My nie zajmujemy się doktrynerstwem, tylko służymy Bogu.” W zdominowanej przez ateologicznych chrześcijan atmosferze wielu zborów, publiczna polemika jest grubym nietaktem. Opuszczenie zboru z przyczyn doktrynalnych jest niewybaczalną zbrodnią.
„Doktrynerzy dzielą Kościół, osądzają, uważają się za lepszych od nas!!!”
Na szczęście niewielu ateologicznych chrześcijan ma odwagę konsekwentnie trwać przy swoich twierdzeniach, gdyż wtedy, prędzej czy później wyparliby się Ewangelii. Bo czy do zbawienia nie jest konieczne zaakceptowanie bezsprzecznie teologicznych, doktrynalnych prawd (Jezus Chrystus umarł za moje grzechy; Jego śmierć całkowicie wystarcza, abym był zbawiony…)? Ewangelia bez wątpienia j e s t czymś więcej niż doktryną, a l e nie może być mowy o Ewangelii tam, gdzie nie głosi się chociażby doktryny o usprawiedliwieniu z samej tylko wiary. Czy polemika na ten temat np. ze Świadkami Jehowy, czy też katolikami jest niepotrzebnym doktrynerstwem? A jeśli mają serce szczere przed Panem i chcą Mu jak najlepiej służyć?
Wracając do postawionego pytania: Komu i do czego potrzebna jest teologia? Nam wszystkim, do życia, mówiąc najogólniej; do określenia naszej pozycji wobec Boga, do zgłębiania Jego myśli, bez którego nie jest możliwy duchowy rozwój, do odróżniania prawdy od kłamstwa, etc. Teologią, czy nam się to podoba, czy nie, jest każda nasza myśl, każde nasze słowo o Bogu. A zatem problem nie leży w tym, czy będziemy się „zajmować” teologią, czy też nie (przed taką alternatywą nie stają nawet ateiści!), tylko w tym jaką teologię będziemy uprawiać – biblijną, pełną Bożej mądrości, czy też dyletancką opartą na własnej radosnej twórczości w postaci, na przykład, „ateologizmu” (o źródłach tego ostatniego – w kolejnym numerze naszego pisma).