Klonowanie

bogumił jarmulak

 

Nowy wspaniały świat?
Aldous Huxley wydał w 1931 roku powieść pt. „Nowy wspaniały świat”. Opisał w niej społeczeństwo, w którym nie było miejsca na naturalne poczęcie i narodziny – dzieci były produktem starannie zaplanowanego procesu i „powstawały” ze z góry zdefiniowanym zespołem cech pożądanych do wykonania przypisanego im zadania. Oczywiście, w społeczeństwie tym funkcjonowała elita, która doglądała cały proces „dla dobra ogółu”, czyli stworzenia i utrzymania „nowego wspaniałego świata”. 

Pięć lat po tym, jak świat dowiedział się o sklonowanej owcy imieniem Dolly, wizja Huxleya należy bardziej do sfery scenariuszy możliwych do zaistnienia w rzeczywistości niż gatunku science-fiction. Zwłaszcza, że po ziemi chodzi wielu takich, co to chcą uszczęśliwić nas na siłę. A kiedy połączymy technikę z pieniędzmi i wolą, wtedy nietrudno o skutek. 

Osobiście nie sądzę, że grozi nam świat opisany przez Huxleya (nie za bardzo pasuje to do tego, co znajduję w Piśmie św.), ale zastrzegam, że prorokiem nie jestem. Nie ulega jednak wątpliwości, że genetyka i klonowanie na dobre zadomowiły się w naszym życiu, a kryjące się w nich możliwości rozpalają ludzką wyobraźnię, o czym świadczy choćby tytuł jednej z publikacji: „Doskonałe potomstwo – pragmatyczne podejście do genetyki”. 

Klonowanie szybko stało się źródłem nadziei dla wielu osób. Jedne liczą na wyleczenie z nieuleczalnej dotąd choroby. Inne na „przywrócenie do życia” utraconego dziecka lub „przedłużenie własnego życia”. Są tacy, którzy  mówią o kolejnym etapie ewolucji Homo Sapiens. W Ameryce zawiązała się nawet grupa pod nazwą Amerykanie dla Sklonowania Elvisa, której udało się zebrać 3000 podpisów pod petycją, w której żąda się pobrania materiału genetycznego z paznokcia Presleya znajdującego się w posiadaniu jednego z fanów twórcy Rock’n’Rolla. 

Niestety zbyt łatwo zapominamy (nie chcemy pamiętać?) o tym, że móc nie znaczy musieć. Nowe odkrycia i zdobycze techniki mogą być puszką Pandory. Zanim ją otworzymy, warto wpierw zastanowić się na moralną stroną przedsięwzięcia i jego skutkami. Czy klonowanie będzie dla nas nową arką, w której uratujemy się przed zagładą ludzkości? A może stanie się kolejną wieżą Babel, w której wyrazimy nasze dążenie do „stania się jak Bóg”?

 

Klonowanie reprodukcyjne
Szeroką publiczność interesuje szczególnie klonowanie reprodukcyjne, w wyniku którego powstaje osobnik genetycznie identyczny z oryginałem, np. z paznokcia Elvisa powstaje Elvis bis. Oczywiście sam proces klonowania jest nieco bardziej skomplikowany. Jednak podstawową ideą jest właśnie powielenie jednostki. 

Czy to znaczy, że dożyjemy czasów, kiedy jakby z grobu obudzą się upiory przeszłości – np. Lenin i Hitler? Byłoby tak, gdyby wyłącznie geny kształtowały ludzką osobowość, ale tak nie jest. Nie należy zapominać o opatrzności Bożej, której wyroki w znacznym stopniu pozostają przed nami ukryte, a jednak niewątpliwie wpływają na to, kim jesteśmy. To znaczy, że klon Lenina byłby jego sobowtórem, ale nie drugim Leninem. Ponadto oznacza to, że nawet gdyby Lenin w swoim testamencie wyraził wolę, by go sklonowano, jego klon byłby po prostu inną osobą – nie Leninem. 

Tu docieramy chyba do najważniejszej kwestii związanej z klonowaniem reprodukcyjnym. Chodzi o ludzką wolność i godność, które gwałcimy traktując ludzi podmiotowo, kiedy np. myślimy o nich tylko w kategoriach zaspokojenia własnych ambicji lub realizacji własnych marzeń.

Dziecko, a klon jest dzieckiem „oryginału”, nie jest przedmiotem w życiu rodziców ani ich własnością. Zostało im powierzone przez Boga na wychowanie (patrz Malachiasza 2:15, Efezjan 6:4). Nie może być postrzegane jako „produkt” stosunku płciowego (ani laboratorium), lecz jako dar od Boga, który określił warunki, sposoby i cel wychowania go przez rodziców.

To znaczy, że normalnym i pożądanym środowiskiem dla wychowania dziecka jest rodzina składająca się z mężczyzny i kobiety (I Mojżeszowa 1:27-28). Zatem żądanie niektórych propagatorów „małżeństw” homoseksualnych, by przy pomocy klonowania umożliwić parom homoseksualnym posiadanie własnych dzieci, jest grzeszne i perwersyjne. (Podobnie jak przyzwolenie na adopcję dzieci przez pary homoseksualne.) Niewiele łagodniej można ocenić pragnienie bezpłodnych rodziców, by mieć dzieci z ich własnym materiałem genetycznym stworzone na drodze klonowania.

Musimy uznać mądrość Bożą w takim, a nie innym ukształtowaniu rodziny i środowiska, w którym dziecko przychodzi na świat i w nim wzrasta. Ten porządek zakłada m.in. „genetyczną niezależność”1 dziecka od rodziców – nie jest kopią ojca lub matki, ale nosi w sobie tajemniczą mieszankę genów obojga. Ta niezależność podkreślona jest w nakazie opuszczenia domu rodziców po zawarciu małżeństwa i założeniu własnej rodziny, która od tego momentu staje się niezależną jednostką (I Mojżeszowa 2:24). W pierwszym rzędzie to rodzice są dla dziecka, a nie dziecko dla rodziców. 

Należy przy tym podkreślić, że klon człowieka, choć „wyprodukowany”, byłby człowiekiem w pełni tego słowa znaczeniu. Nie ma podstaw, by myśleć inaczej. Nie wszystkie dzieci przychodzą na świat w sposób przykazany przez Boga, wszystkie jednak noszą w sobie Jego obraz. Dlatego, choć reprodukcyjne klonowanie ludzi jest moralnie złe, jeśli już do niego dojdzie, będziemy musieli nalegać na traktowanie klonów z całą godnością należną ludziom.

     

Klonowanie terapeutyczne
Oprócz klonowania ludzi możliwe jest też klonowanie poszczególnych tkanek i organów. Przeświecają temu dwa cele. Pierwszym jest badanie procesów zachodzących w komórkach, takich jak np. starzenie lub rakowacenie. Drugim jest produkcja tkanek, które można by użyć w celach terapeutycznych bez ryzyka odrzucenia ich przez ludzki organizm. Kwestie moralne związane z tym rodzajem klonowania różnią się w pewnym stopniu od podnoszonych w przypadku klonowania reprodukcyjnego. 

Wiążą się one przede wszystkim z techniką pozyskiwania tkanek. Jedną z nich jest podział embrionów, który występuje czasami w naturze, a w wyniku którego rodzą się np. jednojajeczne bliźnięta. Podział embrionów można wywołać też sztucznie w laboratorium. I tak z np. szesnastokomórkowego zarodka można usunąć poszczególne komórki i stymulować do dalszego podziału, w wyniku którego powstaną identyczne embriony (klony). 

Opisana powyżej metoda klonowania musi rodzić sprzeciw, gdyż jest formą utylitarnego wykorzystywania ludzkich embrionów, któremu towarzyszy ich niszczenie. Owszem, wciąż toczy się dyskusja nad tym, czy lub od jakiego stadium rozwoju ludzki embrion należy traktować jak człowieka. Wielu naukowców (i idących za ich radą rządów) wyznacza tu granicę 14 dni od zapoczątkowania podziału. Zdaje się jednak, że granica ta została wyznaczona głównie ze względu na stratę korzyści, na jaką narażają się naukowcy nie uczestniczący w badaniach nad klonowaniem ludzkich tkanek – to swoisty wyścig z czasem, w którym nagrodą jest sława i pieniądze. W każdym razie nie mamy żadnych biblijnych przesłanek, by uważać nienarodzone dzieci (na jakimkolwiek stadium ich rozwoju) za mniej ludzkie od tych, które już przyszły na świat, a fragment z II Mojżeszowej 21:22-23 nakazuje nawet ukaranie śmiercią osoby, która spowodowała śmierć płodu.2

Zdaje się jednak, że korzyści z klonowania terapeutycznego mogą zostać osiągnięte bez niszczenia ludzkich embrionów. Niedawne badania w USA i Szwecji wykazały, że również dorosłe (wyspecjalizowane) tkanki zachowują pewną ilość komórek, które można „przeprogramować” i użyć do produkcji innych komórek i tkanek. To znaczy, że można użyć komórek pobranych z dorosłych osób zamiast ludzkich embrionów dla celów klonowania terapeutycznego.3

Należy przy tym odeprzeć zarzuty przeciwników klonowania terapeutycznego, którzy sprzeciwiają się mu, przyrównując je nawet do kanibalizmu, podobnie jak wiele lat temu czynili to przeciwnicy przeszczepów. Musimy pamiętać, że człowiek to przecież coś więcej niż ciało lub suma jego tkanek. 

     

Wnioski
Jak zwykle, także w kwestii klonowania podstawą do jakichkolwiek ocen i decyzji musi być Pismo Święte. Wciąż przeciwnicy klonowania mogą liczyć na poparcie społeczeństw, które jeszcze nie oswoiły się z myślą o żywych klonach ludzi. Pomimo ostatniego rozwoju wydarzeń (ponoć pierwsze klony dojrzewają już w łonie kilku kobiet) klonowanie nadal zdaje się należeć bardziej do gatunku science-fiction niż rzeczywistości, stąd ogólna niechęć powodowana obawą przed nieznanym. Nie minie jednak wiele czasu, a oswoimy się z tą myślą i wtedy liczba przeciwników klonowania zacznie spadać. Dlatego zamiast odwoływać się do zdrowego rozsądku i opinii społeczeństwa, „badajmy Pisma, jak się rzeczy mają.” 

Biblia nie zakazuje rozwoju technologicznego, ostrzega jednak przed bezmyślnym z niego korzystaniem. Ludzkość w swej niedojrzałości wciąż zachowuje się jak małe dziecko, które chce wypróbować każą nową zabawkę, nie licząc się z kosztami. Jednak „móc” nie znaczy „musieć”. Podobnie jest z klonowaniem. Zdecydowanie musimy sprzeciwić się klonowaniu osób, ale jeśli do tego dojdzie, mamy traktować ludzkie klony na równi z innymi ludźmi jak nosicieli obrazu Bożego – szanując ich wolność i godność. Nie do przyjęcia jest też klonowanie terapeutyczne z użyciem ludzkich embrionów. Należy jednak z otwarciem przyjąć klonowanie terapeutyczne, które nie będzie odbywać się kosztem niewinnych osób. Niesie bowiem nadzieję dla wielu chorych, a choć zdrowie nie jest dobrem nadrzędnym, to jednak jako chrześcijanie powołani jesteśmy do  pomocy cierpiącym.

     

Przypisy:
1. Dr Gilbert Meileander, „Perspectives on Cloning Humans”, Ethics & Medicine, 1998, 14.1. str. 18
2. Współczesne tłumaczenia Biblii na j. polski nie oddają w dosłowny sposób treści oryginału. Dlatego warto je porównać z Biblią Gdańską, która nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o śmierć płodu, a nie matki.
3. John L. Ring, „Responding to the Culture of  Death: A Premier of Bioethical Issues”, Day One Publications, 2001, str. 40