Douglas Wilson
Rozpocznę od bardzo ważnej uwagi. Jezus Chrystus wezwał apostołów do głoszenia Ewangelii wszelkiemu stworzeniu (Mk. 16:15). Misję Kościoła znajdujemy w Wielkim Posłannictwie – czynienie uczniami wszystkich narodów, chrzczenie ich i nauczanie wszystkiego, co Chrystus przykazał, co oczywiście zawiera również to ostatnie przykazanie (Mt. 28:18-20). Zatem Wielkie Posłannictwo samo się napędza. Obowiązek ogólnoświatowej ewangelizacji spoczywa więc na każdym pokoleniu. To wszystko jest jasne dla każdego uważnego czytelnika Nowego Testamentu.
Kiedy jednak porównamy zrozumienie tego nakazu, jakie widzimy w klasycznym protestantyzmie i współczesnym ewangelikalizmie, dostrzeżemy znaczące różnice. I to przede wszystkim w odniesieniu do praktyki – jaką taktykę mamy zastosować dla wykonania tego zadania? Zgadzamy się, że Ewangelia ma dotrzeć do każdego stworzenia na całym świecie. Współczesny ewangelikalizm twierdzi jednak, że musi to się dokonać w następujący sposób – każdy chrześcijanin musi uznać, że jego osobista relacja z Bogiem opiera się na następujących filarach: modlitwie i czytaniu Biblii, a także „codziennym składaniu świadectwa”.
Przeciętny chrześcijanin już na początku swego życia z Bogiem słyszy, że Bóg chce, by każdego dnia powiedział komuś o Jezusie. Następnie uczy się go (najczęściej w liceum lub na studiach) wzorcowego świadectwa. Bardziej zdolnym i śmiałym wychodzi to dość dobrze. Inni jednak nie są zbyt zachwyceni myślą o wędrówkach po korytarzach akademików, pukaniu do obcych drzwi i zachęcaniu do analizy własnej duchowości. Ponieważ jednak nauczono ich, że taki spoczywa na nich obowiązek, dlatego zaciskają usta i idą dalej.
Po zakończeniu nauki ich życie wchodzi w następny etap i nie mają już tak wiele czasu ani sposobności do składania świadectwa. Z mieszanym uczuciem zadowolenia i poczucia winy przestają mówić innym o Jezusie każdego dnia. Od czasu do czasu poczucie winy wzmacnia się, zwłaszcza kiedy w kościele pojawia się przedstawiciel organizacji misyjnej. Jednak jakoś godzą się z tym stanem rzeczy.
Ten kompromis oznacza wielką szkodę dla misji całego Kościoła. Nie dlatego, że pewna osoba przestała składać świadectwo każdego dnia, ale że została zmuszona do składania świadectwa w oparciu o fałszywe przesłanki. Zrodziło to złą reakcję, w wyniku której ewangelizacja w ogólności straciła na znaczeniu.
Oczywiście, każdy chrześcijanin powinien być gotowy do udzielania odpowiedzi niewierzącym. Wszyscy musimy wiedzieć, w co i dlaczego wierzymy. Życie każdego z nas powinno od czasu do czasu prowokować pytanie o wiarę. Piotr nie pozostawia tu żadnych wątpliwości: „Chrystusa Pana poświęcajcie w sercach waszych, zawsze gotowi do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia z nadziei waszej, a czyńcie to z łagodnością i szacunkiem.” (1Pt. 3:15).
Jednak praca ewangelisty, do której Paweł zachęca Tymoteusza, jest wielce wymagająca (2Tm. 4:5). Człowiek nie powinien sam wyznaczać się do tego i innych zdań w Kościele. Jezus Chrystus wstąpił do nieba i rozdzielił dary różnym ludziom – apostołom, prorokom, ewangelistom i pastorom/nauczycielom (Ef. 4:11). Gdybyśmy mieli zaadoptować takie podejście (samonominację) do wszystkich urzędów, w Kościele zapanowałby chaos.
Rozdzielenie darów przez Chrystusa jest ważne i wskazuje na Jego władzę w Kościele. Nie każdy ma te same dary. Czy każdy jest nauczycielem? Nie. Czy każdy jest ewangelistą? Nie. Jeśli nalegamy na to, że każdy chrześcijanin powinien codziennie głosić publicznie Ewangelię, stajemy w konflikcie z Pawłem i jego nauczaniem o Kościele – nie każdy w Ciele Chrystusa pełni tę samą funkcję.
Nie mówię tego, by zaprzeczyć centralnej roli ewangelizacji w życiu Kościoła. Pomyślmy jednak o człowieku, który udaje się do sali koncertowej, by grać na fortepianie – nie uznamy jego występu za porażkę, ponieważ jego nerki w ogóle nie potrafią grać. Nerki wspierają go w grze, same jednak nie uczestniczą bezpośrednio w wykonywaniu utworu muzycznego. Gdyby nerki nawaliły, muzyk zamiast w sali koncertowej znalazłby się w szpitalu. Co nie zmienia faktu, że nerki nie potrafią i nie mogą grać. Próba zmuszenia nerki do gry na fortepianie musi doprowadzić do ogólnego obniżenia zdolności muzyka do gry.
Kiedy armia Dawida ścigała Amalekitów pod Syklag, niektórzy rycerze nie mogli dotrzymać kroku reszcie i pozostali w tyle z ekwipunkiem. Po bitwie niektórzy wojownicy chcieli pozbawić ich prawa do łupów. Dawid jednak sprzeciwił się temu i zarządził, że ci, którzy zostają przy jukach mają takie samo prawo do łupów, jak ci, którzy idą do walki, ponieważ wszyscy tworzą jeden zespół (1Sm. 30:24). Kwatermistrz, kucharz i piechur stanowią całość i każdy czyni swoją powinność. Co jednak wynikłoby z rozkazu: Każdy kucharz musi każdego dnia wypuścić co najmniej jedną serię z karabinu w kierunku wroga?
Ewangelizacja jest zadaniem powierzonym Kościołowi. Wielu chrześcijan nie posiada uzdolnień ewangelizacyjnych. Taki człowiek powinien uczciwie pracować np. jako mechanik samochodowy (najlepszy w mieście), wiernie chodzić do kościoła (zaangażowanego w dzieło ewangelizacji) i ofiarować dziesięcinę. Co możemy o nim powiedzieć? Że jest ewangelicznym chrześcijaninem i to niezależnie od tego, czy cokolwiek mówi. Jeśli jednak wykonuje swoje obowiązki w szczególny sposób na chwałę Boga, to prędzej czy później będzie musiał odpowiedzieć na pytania, o jakich wspomniał Piotr.
Artykuł ukazał się w "Credenda Agenda" vol. 14. nr 6. Artykuł ukazał się w numerze 2/2003 „Reformacja w Polsce”.