Bogumił Jarmulak
Współczesne kościoły coraz bardziej odchodzą od tradycyjnego modelu nabożeństwa. Niektóre już dawno zarzuciły zwyczaj zgromadzania się w niedzielę. Powodów jest kilka. Jedni twierdzą, że nabożeństwo w niedzielny poranek rozbija cały weekend, z którym już nic nie można zrobić – ani pojechać na narty, ani porządnie się wyspać. Inni zaś postanowili zastąpić nabożeństwo różnego rodzaju spotkaniami, których głównym celem jest dotarcie z Ewangelią do pogan. Oczywiście, takie spotkania nie mogą zbytnio przypominać normalnego nabożeństwa, gdyż mogłoby to tylko odstraszyć pogan, a już na pewno nie byłoby wystarczająco dla nich atrakcyjne. Ponieważ takie spotkania cieszą się zdecydowanie większym zainteresowaniem pogan niż niedzielne nabożeństwa, dlatego coraz więcej kościołów skupia na nich całą swoją uwagę i energię. Nierzadko skutkiem jest zaniedbanie nabożeństwa.
Zdaje się jednak, że zapomnieliśmy, iż Jezus kazał czynić narody uczniami, Jego naśladowcami, nie tylko poprzez włączenie ich do Kościoła, ale także poprzez nauczanie wszystkiego, co On sam przekazał Kościołowi (Mt. 28:19-20). Co więcej, włączenie pogan do Kościoła i nauczanie ich przykazań chrystusowych nie jest celem samym w sobie, ale ma prowadzić do przemiany życia, które już nie służy wywyższeniu zła, ale oddaniu chwały prawdziwemu Bogu. „Wszystko na chwałę Bożą czyńcie”, wzywa apostoł (1Kor. 11:31).
Musimy nauczyć się nie tylko, jak być mężem, ojcem i pracownikiem na chwałę Bożą, ale również, jak oddawać Bogu cześć, by było Mu to miłe (Hbr. 12:28). M.in. dlatego Bóg wyznaczył jeden dzień w tygodniu po to, by pouczyć nas, jak mamy żyć na Jego chwałę. Oczywiście, zadanie nabożeństwa nie ogranicza się tylko do pouczenia. Ap. Paweł mówi, że Ciało i Krew Pańska stanowią niezbędny dla duchowego wzrostu pokarm, który porównuje do manny i wody na pustyni (1Kor. 10). Na pewno jednak w nabożeństwie zawarte są schematy postępowania, którymi mamy kierować się również w codziennym życiu. Nie są to schematy ustalone przez człowieka, ale objawione przez Boga. Jak czytamy w Objawieniu Jana, mają one swoje źródło w Niebie (Obj. 4-5). Tak jak Mojżesz zbudował Namiot Zgromadzenia i ustalił dlań porządek liturgiczny, patrząc na wzór ukazany mu przez Boga (Hbr. 8:5), tak i my mamy kierować się biblijnymi wzorcami w celu określenia miejsca i porządku nabożeństwa.
Znów widzimy więc, że aby zyskać, musimy wpierw stracić. Jeśli traktujemy nabożeństwo w pierwszej kolejności jako służbę dla człowieka, a nie dla Boga, wtedy redukujemy je do ludzkich rozmiarów. Można by nawet powiedzieć, że dopuszczamy się bałwochwalstwa, gdyż w centrum nabożeństwa umieszczamy nie Stwórcę, ale stworzenie. Bóg na tym nie traci, bo i tak nie mamy nic, czego On by już nie miał. Traci człowiek, który służąc samemu sobie nigdy nie wzniesie się ponad swój własny poziom. Co więcej, jak napisał ap. Paweł w Liście do Rzymian, ludzie oddający cześć stworzeniu zamiast Stwórcy osuwają się na dno zepsucia po spirali grzechu (Rz. 1:18-25). Kiedy jednak zapieramy się siebie i skupiamy naszą uwagę oraz uwielbienie na Bogu, wtedy Bóg zsyła nam deszcz błogosławieństw.
Potrzebujemy więc nabożeństwa, by poznać Boże schematy postępowania, odzyskać siły utracone w codziennym zmaganiu się ze złem, a także otrzymać zachętę płynącą z zapewnienia o pojednaniu z Bogiem.
Jak budowanie Namiotu Zgromadzenia nie było łatwym zadaniem, tak i budowanie Kościoła wymaga mądrości i wytrwałości. W szczególności dotyczy to nabożeństwa, ponieważ w nim znajdujemy kwintesencję tego, czym jest Kościół. Prowadzi to do wniosku, że nabożeństwo nie jest łatwą sprawą. Na pewno nie dla początkujących adeptów sztuki oddawania Bogu czci tak, jak Mu się to podoba. Nabożeństwa musimy się nauczyć, jak gry na pianinie lub odbierania porodów. Nic z tego nie przychodzi ot tak sobie.
Co więcej, ponieważ wciąż uwikłani jesteśmy w grzech (1Jn. 1:8), a na nabożeństwie spotykamy się ze świętym Bogiem, nie możemy się dziwić, jeśli podczas nabożeństwa poczujemy się obrażeni czy to przez formę, czy to przez treść. Musi dojść do iskrzenia tam, gdzie Bóg konfrontuje nasz grzech ze swoją świętością. Nabożeństwo zatem nie zawsze przychodzi nam „naturalnie” bądź „logicznie.” Wystarczy przeczytać siódmy rozdział Listu do Rzymian, by się o tym przekonać.
Nabożeństwo wymaga, byśmy dostosowali się do nowych wzorców i nowego języka. Nie chcemy bowiem przynosić przed Boży tron rzeczy lichych i nie wymagających wysiłku, ale piękne – nieuwłaczające chwale Jego domu, który nie jest jakąś lepianką, ale pałacem. Jednak wszystko, co piękne i dobre, kosztuje – nie osiąga się tego, ruszając palcem w bucie.
Nabożeństwo na chwałę Boga przynosi korzyść człowiekowi. Nabożeństwo na chwałę człowieka przynosi hańbę i zniszczenie.
Nabożeństwo wymaga zgromadzenia. Bóg wzywa, byśmy zgromadzili się jako Jego lud i wobec stojących obok osób ogłaszali chwałę Jego dzieł. Jednak znów to nie człowiek jest głównym adresatem uwielbienia, ale Bóg. Nie śpiewamy dla siebie, ale dla Zbawiciela. Owszem, w ten sposób ogłaszamy całemu światu wspaniałość Jego dzieł, ale wciąż to Bóg stoi w centrum naszej uwagi. Zresztą przez sześć dni w tygodniu mamy wykonywać codzienne zadania i obowiązki, w ten sposób składając świadectwo o Chrystusie. Również wtedy żyjemy w obecności Boga. Jednak gdy zgromadzamy się w pierwszy dzień tygodnia, ma to szczególny charakter, gdyż przystępujemy do uroczystego zgromadzenia świętych Bożych. Już porządek stworzenia poucza nas o tym, że dzień dniowi nie jest równy (1Mj. 2:2).
Od dawna w Kościele spotkać można tych, którzy nie chcą uszanować różnicy między dniem powszednim a świętym. Powodów może być wiele. Jedni chcą wykorzystać każdą chwilę na robienie pieniędzy, zapominając, że sprawiedliwemu Bóg daje również w czasie snu. Inni chcąc wszystko uczynić szczególnym, wszystko redukują do powszedniości. Jedni i drudzy uważają, że nic nie tracą, pozostając z dala od uroczystego zgromadzenia Bożego ludu. Jednak, jak wynika to z przypowieści o uczcie weselnej, kto gardzi zaproszeniem, ten gardzi również gospodarzem. Co więcej, trudno o większą obrazę dla Boga. Tak jak zapalenie przed Nim fałszywego ognia grozi poważnymi konsekwencjami (3Mj. 10:1-2), tak i niestawienie się na Jego zaproszenie nie pozostanie niezauważone (Mt. 22:7). Powinni to wziąć sobie do serca nie tylko zwykli członkowie zboru, ale przede wszystkim pastorzy, jeśli obchodzi ich los powierzonych im owiec.
Oczywiście, Nowy Testament, inaczej niż Prawo Mojżeszowe, nie podaje nam szczegółowych wytycznych, jak ma wyglądać nabożeństwo. Musimy zacząć od ustalenia ogólnych zarysów w oparciu o 2000 lat historii nabożeństwa opisanych w Biblii. Podobnie nie wolno postępować jak rewolucjoniści, odrzucając 2000 lat historii Kościoła po Chrystusie, jakby przez ten czas Duch Święty w ogóle nie działał pośród Bożego ludu. Winniśmy raczej uczyć się od naszych ojców i z ich pomocą weryfikować nasze pomysły. A już na pewno najgorszą rzeczą, jaką możemy uczynić, to prosić o radę niewierzących i w oparciu o ich upodobania określać kształt, treść i czas nabożeństwa.
W pewnym sensie wszystko, co czynimy, jest ewangelizacją, bo we wszystkim składamy świadectwo, dobre lub złe, o naszym Królu. Błędem jest jednak zredukowanie wszystkiego do roli wydarzenia ewangelizacyjnego ukierunkowanego na niewierzących.
W pewnym sensie wszystko, co czynimy, jest nabożeństwem, bo we wszystkim mamy oddawać chwałę Bogu. Błędem jest jednak mieszanie tego, co szczególne, z tym, co pospolite.
W pewnym sensie wszystko, co czynimy, jest służbą bliźniemu, bo nie sposób kochać Boga, nie okazując miłości bratu. Błędem jest jednak skupiać się na stworzeniu zamiast na Stwórcy.