douglas jones
Łatwo przeoczyć zagrożenie płynące ze strony indywidualizmu, a nowoczesność właśnie tego chce. Kartezjusz nawet nie musiał przekonywać do indywidualistycznego podejścia do poznania. W jego otoczeniu wszyscy uznali je za oczywiste – uważali, że rzeczywistość składa się w ostateczności z pojedynczych rzeczy – koni, pistoletów, rozumów – a wszystkie unoszą się w przestrzeni o własnych siłach niezależnie od pozostałych obiektów. Rzeczy mogą składać się z mniejszych jednostek, lecz i tak rozpadną się na części, a nie utworzą wielkiej Jedności lub naturalnych skupisk. „Być” oznaczało istnieć jako jednostka. Dlatego Kartezjusz mógł napisać: „Zamknę teraz oczy, zatkam uszy, odwrócę uwagę zmysłów od innych rzeczy (…) i tak rozmawiając z samym sobą, wzbiję się na wyższy poziom intymnego i poufnego poznania samego siebie. Jestem jednostką myślącą.” Prawie czterysta lat później współczesna filozofia analityczna poruszająca się w ramach wytyczonych przez Kartezjusza czyni te same założenia. Robert Audi napisał: „Jedne przekonania wynikają z innych przekonań. (…) Co ja wnioskuję – wniosek jaki ja wyciągam – w pewnym sensie sam wywodzę z czegoś innego, w co ja wierzę. Przekonania i wnioski są wynikiem rozumowania.”
Zdaje się, że dla obu tych panów i wszystkich pokrewnych im dusz istnieją tylko poszczególne umysły, które są źródłem i miarą wszelkiego poznania. Pojedyncze przekonania ułożone jedno na drugim składają się na poznanie, a pojedyncze umysły mówią, co jest, a co nie jest możliwe. W konsekwencji dostrzegają na świecie tylko jednostki. Zbiorowość, społeczność, wspólnota, przymierze – to tylko cienie. Każdy zaś, kto kwestionuje prymat jednostki nad zbiorowością, uważany jest za aroganta.
Jednak chrześcijaństwo zawsze kwestionowało twierdzenia tego typu. Dlatego też wyznawcy nowoczesności zawsze uważali chrześcijan za arogantów. Wszakże oświeceniowy indywidualizm jest tylko antytrynitarną herezją. Inne kierunki filozoficzne szukają ratunku w odmiennej herezji – jedności, panteizmie, monizmie. Oświecenie woli wielość, pluralizm czyli indywidualizm. Żadna z tych herezji nie godzi się na trynitarną trój-jedność i jedność-w-trojgu – nie mogą znieść tego napięcia. Indywidualistyczne podejście do poznawania nie jest neutralne – to jeszcze jedno uprzedzenie nowoczesności.
Wcielenie Chrystusa odnosi się wprost do tego aspektu poznawania. Inkarnacja nie przeskakuje na drugą stronę barykady, odrzucając wszelki indywidualny wymiar poznania. Jest bowiem objawieniem Trójcy, która gwarantuje miejsce zarówno dla jedności, jak i wielości i prawdziwej indywidualności. (Średniowieczna myśl chrześcijańska pomogła nam odrzucić greckie uprzedzenia w odniesieniu do indywidualności.) Każda osoba Trójcy jest szczególną jednostką znajdującą się w relacji wzajemnej zależności z pozostałymi osobami. Wcielenie jako takie było wyjątkowym wyrazem Boga w Człowieku. Żadna osoba Trójcy nie jest autonomiczną jednostką, ale we wszystkim powiązana z innymi i nawzajem je przenikająca.
Możemy wskazać również na inne aspekty poznawania – aktywność, obecność, historię, miłość. Podobnie jak one obcowanie odgrywa ważną rolę w poznawaniu. Chrystus przyszedł z pewnej wspólnoty (Trójcy), by utożsamić się z inną wspólnotą (Kościołem). Przez Ducha św. wciąż przebywa w tej wspólnocie. Jest obecny w nauczaniu Kościoła (Jn. 10:35, Jd. 1:3, 2Tes. 3:6), w chlebie i winie (Jn. 6:35, 1Kor. 10:16) i we władzach Kościoła (Dz. 15, Ef. 4:11).
Wspólnota Kościoła to ciało, gdzie ani oko, ani noga, ani ząb, ani umysł nie może trwać w oderwaniu od reszty (1Kor. 12:12-27). Ta współzależność wpływa też na zrozumienie poznawania. Często z uznaniem mówimy o wspólnocie, postępujemy jednak jak nowocześni indywidualiści. Wydaje się nam, że możemy żyć bez znajomych i krewnych, zaginać nauczycieli, łykać nowinki, interpretować Biblię i prawdziwie poznawać na własną rękę. Prawda jest jednak taka, że Chrystus obiecał Ducha św., który wprowadzi Kościół, a nie wolnych strzelców, we wszelką prawdę (Jn. 16:7-13). Mamy zatem trwać we wspólnocie z teraźniejszym i przeszłym Kościołem tak blisko, jak to możliwe.
Obraz Trójcy w człowieku widać również w tym, że zostaliśmy stworzeni do życia i poznawania we wspólnocie z innymi ludźmi. Kartezjuszowi zdawało się, że posiada wolny, niezależny umysł, prawda była jednak inna – zależał od otaczającego go świata. Chleb, słońce, woda, drzewa, a nawet język, którym się posługiwał – wszystko było wspólnym produktem wieków. Jednostki są zaprogramowane na współzależność. Bóg ukształtował nas tak, że mamy dopasować się do innych, a inni do nas – cały czas zachowując własną wyjątkowość. Absorbujemy i jesteśmy absorbowani.
Właśnie dlatego Pismo św. stwierdza: „Nie błądźcie: złe towarzystwo psuje dobre obyczaje” (1Kor. 15:33). Nowoczesność sprawia, że ignorujemy takie ostrzeżenia. Zdaje się nam, że sami damy sobie radę pomimo bliskich kontaktów i związków z pogaństwem w edukacji, biznesie, rozrywce lub gronie znajomych. Jednak już tak jest, że przyjmujemy zwyczaje dominującej grupy. To dlatego pozostawanie we właściwym towarzystwie jest tak istotne dla poznawania. Jeśli nie wiążą nas wzajemne zależności z odpowiednimi ludźmi, a mianowicie zdrową wspólnotą przymierza, to nasze poznanie będzie ulegać postępującemu wypaczeniu – nerka lub serce przeszczepione do silnika samochodowego bardzo szybko się zużywa.
Autor jest wykładowcą filozofii w New St. Andrews College, Moscow, USA.
Artykuł ukazał się w „Credenda Agenda” vol. 14 nr 3