andrzej polaszek
Niniejszy artykuł otwiera cykl poświęcony zagadnieniom państwa, prawa, stosunków społecznych i gospodarczych widzianych z perspektywy Słowa Bożego.
Bóg wyrwał nas z królestwa ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna. Jesteśmy obywatelami Królestwa Bożego i poddanymi Chrystusa. Czy ten fakt ma znaczenie polityczne? Czy jako ci, którzy mają „ojczyznę w niebie” (Flp 3,20), wyznawcy Chrystusa powinni angażować się w życie polityczne swoich ziemskich ojczyzn? Czy poddani Królestwa Bożego są jednocześnie poddanymi cesarza? Czy chrześcijanie powinni służyć w wojsku, uczestniczyć w wyborach, sprawować urzędy?
Zacznijmy od początku. Niezwykle podniosła chwila. Bóg stwarza człowieka, który jest koroną stworzenia, uczyniony na obraz Boży, aby oddawać Bogu chwałę i na wieki radować się społecznością z Nim. W uroczysty sposób błogosławi swoje dzieło i mówi: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną.” (1 Mojż. 1,28). Takie były początki biznesu i polityki. Ludzie, zgodnie z Bożym poleceniem zaczęli zakładać rodziny, rodzić dzieci i pracować, aby w rozumny sposób zagospodarować ziemię i korzystać z jej owoców. Rozmnażając się, stworzyli społeczeństwo z jego strukturą i organizacją, władzą i prawem. Niestety, grzech sprawił, że jak każde dzieło ludzkie zorganizowane społeczeństwo zostało skażone niedoskonałością. Człowiek poddając sobie ziemię, zapomniał, że jego władza jest jedynie mandatem udzielonym przez Boga. Boży świat zaczął urządzać po swojemu. W efekcie stworzył zaledwie karykaturę tego, czym miało być społeczeństwo poddane Bogu.
Jednak Bożym zamiarem jest „odnowa wszechrzeczy” (Dz 3,21), która ma się dokonać w Chrystusie. Bóg w Chrystusie chce zniszczyć wszelki grzech, oczyścić stworzenie z wszelkiego skażenia. Mógłby to zrobić w jednej chwili, On jednak postanowił, że będzie to proces, który potrwa tysiące lat. Kluczową rolę odgrywamy w nim my, Kościół – Boży ludzie, którzy zbawieni z łaski przez wiarę w Chrystusa poddajemy Mu w posłuszeństwo siebie i swoje rodziny, a to w perspektywie prowadzi do przemiany całych społeczeństw, wraz ze stworzonymi przez nie instytucjami. W ten sposób Królestwo Boże rośnie i rozszerza się jak „kwas, który zakwasza całe ciasto” (Mt 13,33).
A zatem: Dla nas, chrześcijan, słowa „czyńcie sobie ziemię poddaną” nabierają szczególnego znaczenia. Bóg wzywa nas, abyśmy całą rzeczywistość, która nas otacza poddawali w posłuszeństwo Chrystusowi. Abyśmy tam, gdzie to możliwe „odzyskiwali” to, co przez grzech dostało się pod władzę szatana. Jako chrześcijanie nie możemy bezczynnie przyglądać się, jak niewierzący niszczą Boży świat i usiłują zaprowadzić na nim swój porządek, wbrew Bogu i Jego Prawu. Polityka i gospodarka nie leżą poza sferą kompetencji i zainteresowań naszego Pana. On jest Panem całej rzeczywistości i chce, aby Jego Królestwo objęło wszystkie jej dziedziny.
Oczywiście, nie jesteśmy w stanie zbudować tu i teraz idealnego społeczeństwa, bo też nie o to chodzi. Wszystko, co znajduje się „po tej stronie wieczności”, jest niedoskonałe. Bóg ustanowił władze publiczne i dał wzorzec sprawiedliwego Prawa właśnie po to, aby dało się żyć na ziemi przeklętej z powodu grzechu Adama. Państwo i prawo mają powściągać grzech, powstrzymywać jego rozprzestrzenianie się. To zadanie spełnią o tyle, o ile będą odpowiadały Bożemu wzorcowi.
Jest jeszcze jeden bardzo istotny powód, dla którego powinniśmy angażować się w życie społeczne: Nasz Pan jest jedynym źródłem wszelkiej mądrości. Pismo mówi: „Dzięki mnie królują królowie i władcy wydają sprawiedliwe prawa. Dzięki mnie rządzą książęta i dostojnicy sądzą sprawiedliwie” (Prz 8,15-16). „Boże! Daj królowi prawa swoje i sprawiedliwość swoją synowi królewskiemu, aby sądził lud twój sprawiedliwie, a ubogich twoich wedle prawa!” (Ps 72,1-2). Nasz Pan najlepiej wie, co jest słuszne i sprawiedliwe, jak powinno wyglądać i funkcjonować państwo, czym powinno się zajmować, a czym nie. A zatem mamy światu do zaoferowania mądrość, której sam nie posiada, odpowiedzi na pytania, które od wieków zadaje, światło, którego nie wolno nam chować pod korcem (Mt 5,15).